,
[M] Nienawidzę się za to, że Cię kochamKto tam jest w Ĺrodku?
Witam wszystkich serdecznie cóż, to moje pierwsze opowiadanie na tym forum... Mam ich więcej "w szufladce" Ale tylko to na razie chciałabym Wam zaprezentować... Może komuś się spodoba Mam nadzieję, że nie trudno jest zorientować się, gdzie, kiedy, w którym miejscu i z kim jesteśmy w Śródziemiu zapraszam :*
------------------------------------------------------------------------------------- A więc to już koniec. Przynajmniej dla mnie. To wszystko co się wydarzyło, Ona, te łzy i całe zło którego byłem świadkiem. Mam wrażenie, że to zbyt wiele... A więc najlepiej będzie, jeśli odejdę, zniknę i nie zobaczę jej więcej. Ona tam zostanie, przy jego grobie. Będzie płakać i żałować, że nie ma takiej władzy by odzyskać życie tego krasnoluda. A później zamkną wrota krypty, wszyscy wrócą do swych obowiązków i zasłona szarej codzienności opadnie na każdego. Może zapomni, ułoży sobie życie na nowo. Pozna kogoś zupełnie innego i będzie szczęśliwa. Nie, to za dużo, po prostu zbyt wiele. Nawet jak na elfa - przystanąłem i uderzyłem zaciśniętą pięścią w drzewo. Przelałem w ten gest tak wiele szalejących we mnie emocji, że kilka odłamków kory spadło na ziemię, a na mojej dłoni pojawiła się płytka rana upstrzona drzazgami. Niedbale wytarłem krew o ubranie. Powoli odwróciłem głowę w kierunku Kruczego Wzgórza i spojrzałem za siebie. Nie dostrzegłem ani jej, ani mojego ojca. Mój wzrok przykuło natomiast co innego. Korowód krasnoludów powoli opuszczał wzniesienie kierując się w stronę Ereboru. Nieśli Dębową Tarczę, a za nim obydwóch jego siostrzeńców. Kroczyli tak dostojnie i z pozornym spokojem, nie zatrzymywani przez nikogo. Nie pobiegła za nim. Pozwoliła, by zabrano lodowate ciało krasnoluda i by pochowano je bez jej udziału? A może wciąż tam jest, ukryta za skalną półką i płacze wtuliwszy twarz w dłonie? Moje serce zadrżało. Tak bardzo chciałem w tym momencie pobiec tam, odnaleźć ją, przytulić i powiedzieć, że wszystko się ułoży, że jestem przy niej. Chciałem by wróciły relacje, które towarzyszyły nam przez tak wiele lat. Wszystkie wspólnie spędzone dni, warty, polowania, zasadzki na wrogów, uczty. Wzloty i upadki, oraz wszystko to, co tworzyło nasze życie.. Nie wstydziłem się tego, że ją kocham - bezgranicznie i bardziej niż wszystko. Tak wiele zrobiłbym dla niej. A teraz? Jakie to ma znaczenie? Ile to jest warte? Przystanąłem i cofnąłem się kilka kroków w tył. Nie widziałem nawet zarysu jej sylwetki. Może to nawet lepiej? Może zrobię tak jak ona? Pozwolę by zabrano mi osobę, którą kochałem. Tylko że ja nie będę za nią patrzył jak odchodzi. Odwrócę się pierwszy i zrezygnuję. Bo nie mam już o co walczyć. Nie mam pojęcia jak, ani dlaczego tak się stało, ale w tym momencie coś we mnie pękło. Chciałem jak najszybciej oddalić się od tego miejsca. Wobec tego zrobię to, co doradził mi ojciec. Pojadę na północ. Tak, i nie ważne co się ze mną stanie. Nie dbam o to. Wzniosłem wzrok ku niebu, które powoli zaczęły rozjaśniać pierwsze promienie słońca. Przestałem zwracać uwagę na to, że po policzkach płyną mi łzy. Jednym susem wskoczyłem na konia i ściągając wodze pognałem przed siebie. Nie obejrzałem się więcej. Niespodziewanie za moimi plecami rozległo się wołanie. Ten głos poznałbym wszędzie. Nie odwróciłem się jednak konsekwentnie, popędzając tylko wierzchowca. -Legolasie!!! -Noro lim, Astre, noro lim! -Stój, proszę! Zatrzymaj się! Legolasie!!! Poczułem charakterystyczny podmuch wiatru na plecach, znak, że mnie dogania. Nim zdążyłem zareagować, zrównała się ze mną i wyrwała mi wodze z roztrzęsionych dłoni. Zatrzymaliśmy się gwałtownie, a ja siłą woli powstrzymałem łzy bezsilności i gniewu. Zgrabnie zeskoczyła z konia i zmusiła mnie bym uczynił to samo, po czym łapiąc mnie za przedramiona rzekła: -Proszę Cię, pozwól... -Wybacz, ale wydaje mi się, że nie mamy zbytnio o czym rozmawiać - przerwałem jej. Ton mojego głosu był w tym momencie tak chłodny jak moje spojrzenie, które na niej spoczęło. Odsunąłem się, zmuszając ją by mnie puściła. Jej wzrok był zamglony, policzki wilgotne.. Była nie mniej rozemocjonowana niż ja. Trzymałem się jednak twardo. Nie okażę jej słabości. Widząc moją postawę odsunęła się lekko. Czuła, że nie stoi przed nią ten stary Legolas, który był na każde zawołanie, śmiał się z byle głupoty i zawsze miał dla niej czas. Martwa cisza wisiała w powietrzu. -Dokąd się udasz? - jej głuche pytanie odbiło się echem w mojej głowie. -Jeszcze nie wiem - skłamałem - odnoszę jednak wrażenie, iż nie powinno Cię to interesować, Pani Kapitan. Niemal przeraził mnie mój głos, brzmiący tak oficjalnie. Ją chyba też, bo zadrżała i odsunęła się jeszcze bardziej. -Le... Legolasie? - wyjąkała zszokowana. -Książę - poprawiłem, patrząc na nią zimno, tak by ukryć moje rozgoryczenie - nie życzę sobie spoufalania z poddanymi - dodałem. Słowa nie opiszą wyrazu jej twarzy który właśnie ujrzałem. Zrozumiała, że jest to dzień w którym straciła nie tylko swojego krasnoluda, ale i przyjaciela, z którym wiele ją łączyło. Tak bardzo chciałem już odjechać. Nie interesował mnie już jej ból, ani łzy. Wiedziałem, że postępuję okrutnie i egoistycznie, ale pulsujące emocje zagłuszały głos rozsądku. Nic nie mówiła. Patrzyła na mnie tylko tak, jakby nie rozumiała, co się dzieje. -Nie spotkamy się więcej - rzekłem - obiecuję. To były ostatnie słowa jakie skierowałem w jej stronę. Wskoczyłem na siodło i nie patrząc na nią więcej ruszyłem przed siebie. Zagryzłem wargi. Właśnie tak zakończył się ten etap mojego życia. Na dobre i na zawsze. Hej bardzo fajnie piszesz. Wzruszyłam się... Błędów nie wyłapałam ale ja tam się nieznam. Czekam na więcej. |