,
Fort Cru's - Francja - DżunglaKto tam jest w Ĺrodku?
Samuel:
Przez cały dzień niepohamowany deszcz ciężko opadał na ziemie, to z liści, to z bezpośrednio z nieba, nie pozostawiając na tobie suchej nitki. Cały przemoknięty ozglądałeś się wokół siebie spoglądając na krzątających się żołnierzy Jacquesa. [Wiara Zauważyłeś że morale żołnierzy nie są obiecujące. Wszyscy zapewne zadają sobie pytanie co tutaj robią, i czy na pewno chcą brać udział w rebelii. Do tego pogoda nie sprzyjała nastrojom, wszyscy przemoknięci od ponad całej doby czekali na dalsze rozkazy Jacquesa. Wśród namiotów widziałeś żołnierzy pełniących wartę. Nikogo tu nie znałeś, ale wiedziałeś że jako wysokiej rangi inkwizytor wzbudzasz w nich respekt i szacunek. - Co sługa stwórcy sądzi o tym całym przedsięwzięciu? - Zapytał cię jeden z francuskich żołnierzy który stał obok ciebie w prochowcu, oparty o swoją broń - Mam przeczucie że zginie wiele osób podczas tego całego buntu. Jeśli mogę się do ciebie zwracać bezpośrednio, jestem z załogi Syriusza. Nie zamierzam podważać zdania naszego kapitana, ale sojusz z byłym buntownikiem wzbudza w nas wiele trwogi... - Spojrzał na ciebie spode łba - A może się mylę inkwizytorze? Samuel był poirytowany całą tą sytuacją – starał się przełknąć nawet fakt oddania Carrine pod opiekę tego korsarza, ale to było już zbyt wiele. Wymagali od niego, wysokiego reprezentanta majestatu kościelnego, mieszanie się do polityki międzynarodowej na niekorzyść Stwórcy. Nie po to został inkwizytorem – starał się uznać to za próbę ze strony Najwyższego, jednak wrażenie, że kroczy złą ścieżką było silniejsze z dnia na dzień. Coś musiało go zaślepić, coś... Z rozmyślań wyrwał go wartownik – odwrócił się do niego, stając prosto i nie spuszczając głowy, nieustannie swoimi ruchami sugerując, że czuje się pewnie w całej tej sytuacji – mimo wszystko próbując podbudować jakoś morale tej sprawy. Uśmiechnął się delikatnie do Francuza. - Tkwimy tu razem a Stwórca patrzy na nas i oczekuje, że będziemy wiedzieli, co począć ku jego chwale najlepiej. Tak, stanowczo możesz zwracać się do mnie bezpośrednio w tej sytuacji, przyjacielu. - po tym zrobił pauzę i nie ukrywał zawahania się – Co sądzę ja a co sądzi ON... Zanim odpowiem – obserwowałeś może zachowanie naszego kochanego kapitana, Syriusza, w ostatnich dniach? Czy według Ciebie zaszła jakaś zmiana, gdy dopadł nas ten rebeliant? A może w tym drugim właśnie zauważyłeś coś... Niepokojącego? Starał się być dość miły i uprzejmy, choć nadawał przy tym nutkę patosu swojej mowie. Nie wbijał wzroku w wartownika i starał się, by ten czuł się jak najbardziej komfortowo w całej tej rozmowie – potraktował go choć trochę jak kamrata, a nie inkwizytora. - Cóż... - Zaczął niepewnie żołnierz [Wiarygodność po czym spojrzał na ciebie z uśmiechem, prostując się, i spoufalając - Usłyszeliśmy od marynarzy Jacquesa, że niegdyś był już tutaj w tym porcie. Minęło co prawda wiele lat, ale nadal pamięta jak go przyjęli. Otóż chcieli go zamknąć w lochach, ale z rozkazu czyjego? I za co? Tego nie wie nikt... Teraz jednak udając Syriusza krąży gdzieś sobie po mieście razem z naszym więźniem Carrine, swoją drogą, ładna dziewoszka... - Tutaj zatrzymał się na chwilę, jednak nie trzymał do ciebie dystansu jak mu na to pozwoliłeś i ciągnął dalej - Nie sądzisz? Aż szkoda że pójdzie na stos, ale, jeśli taka jest wola stwórcy. Tak w ogóle, jestem Joan. Jeśli mogę tak bezpośrednio? Nim zdążyłeś się przedstawić, zauważyłeś jak z jednego z namiotów wyszedł Petro, starszy z twojej świty zakapturzony zakonnik mknął przez ulewę w waszym kierunku. Rozejrzał się badawczo, po czym zwrócił się w twoim kierunku - Samuelu, zapraszamy do namiotu, oszczędzaj siły bo czuję że jeszcze przyjdzie nam zmierzyć się z niejednym z pomiotów zła, i to nawet niebawem... Westchnął ciężko. - Jesteśmy dziećmi Stwórcy, choć nasza zdrada przyswoiła nam wielu wad, drogi Joanie. Fizyczność kobiet jest jedną z naszych słabości, co wykorzystują demony upatrując swych ofiar. A kobieta słabą jest, słabą i kruchą, ulega, przestaje być sobą... A potem ucztuje na niewinnym, dobrym człowieku, takim jak Ty, gdy już go uwiedzie i do złego przywiedzie. Torturuje, morduje - bo siła w niej nieludzka! Przed tym musimy chronić świat. Niestety, dla niej już za późno, gdyby tylko inne metody mogły wciąż zadziałać – użyłbym ich, by uratować kolejną córę Najwyższego, uwierz mi. W tej mowie pozwolił sobie na odrobinę więcej oficjalności. Nie podobała mu się słabostka tego żołdaka, tak zapewne powszechna dookoła, acz starał się tego nie okazywać. Wciąż miły, może odrobinę bardziej ojcowski, niż wcześniej. Przeniósł spokojnie spojrzenie na nadchodzącego towarzysza i zwrócił się do niego w łacinie. - Miałem nadzieję cię spotkać, bracie. Stwórca wyznaczył nam ciężką rolę, musimy kontemplować, musimy wypełnić jego wolę. Zaraz do was dołączę. Odżegnał go po tym gestem dłoni i wrócił do rozmowy z Joanem, w zrozumiałem już dla niego języku – położył dłoń na jego ramieniu. - Mogę mieć do ciebie prośbę? Jesteś dobrym człowiekiem, czuję to. Widać to po większości z was, mimo że każdy ma swe ułomności. Nie podoba mi się aktualna sytuacja, obawiam się, że to właśnie ta opętana grzesznica mogła przywieść naszego kochanego kapitana do takiego stanu, być może nie lepiej wpływając na Jacquesa, a może działając z nim w zmowie od początku. Stwórco, chroń nas jeśli się nie mylę! Ale mamy jeszcze czas by dojść do wszystkiego i uratować ich dusze bez oczyszczania ich w ogniu. Idę naradzić się z bratem Petro co do słuszności mych podejrzeń, prosiłbym cię o trzymanie w tym czasie warty przy naszym namiocie oraz rozesłaniu wici o nabożeństwie, które odprawię za godzinę. Poklepał go, wciąż się uśmiechając, po czym zabrał dłoń z jego ramienia. Wiedział, że musi zacząć działać i wybadać nastroje otaczających go żołdaków – działa w imię Pontifexa Maximusa i nie może pozwolić sobie na zszarganie jego autorytetu przez przerost ambicji kapitanów. Jeśli reakcja Joana była pozytywna - udaje się do swojej świty. Żołnierz trochę się zakłopotał i zląkł na kazanie o pokusach kobiet, jednak słuchał cię uważnie z szacunkiem i podziwem. Czujesz że wraz z twoimi słowami pokrzepiłeś jego wiarę. Petro skinął głową, po czym skierował się w stronę namiotu. Ty zaś kontynuowałeś wywód. Joan słuchał cię z aprobatą kiwając głową. W końcu gdy skończyłeś, ten skinął głową - Postąpię jak powiedziałeś sługo Stwórcy - Po czym zaraz zwrócił się do siedzących wokół żołnierzy, i rozniósł wiadomość wśród żołnierzy. Ty zaś skierowałeś się do sporego namiotu Petro oraz Jason'a. Gdy przeszedłeś przez ulewę, spokojnie odsłoniłeś płachtę, a ku twemu obliczu pojawili się Petro. Łysy starszy zakonnik stojący przy skrzyni z księgami, oraz Jason. Młody adept który siedział na taboreciku przy stole zapijając się winem. Spojrzał na ciebie, po czym odstawił złoty kielich - Samuelu! Może winka? - Jednak Petro szybko dodał - Trzeba zachować trzeźwość umysłu w tych ciężkich czasach, lepiej skupmy się na naszym obecnym zadaniu - Wyciągnął ze skrzyni tom księgi, po czym drobnymi kroczkami skierował się do stołu. Rzucił księgę, z tej wzniósł się kurz, a winko w kielichu zakręciło się wokół naczynia. Petro schylił się, i zdmuchnął kurz przyprawiając salę o małą mgiełkę. - Carrine Gape - Rzucił Petro, po czym mozolnie ciągnął dalej - Zbiegła uciekinierka z Azzar, choć pojmaliśmy ją samą, ale nadal nie wiemy co wykradła z tego przeklętego muzeum magii i technologii. Może jednak uda mi się znaleźć w tej księdze, jakie brzemię drzemie w jej łonie... Ten przeklęty Jacques nie powinien jej nigdzie zabierać, jak najszybciej powinniśmy się pozbyć jej i tej magii - Dodał Petro, po czym w ślimaczym tempie zaczął obracać kartki książki o zdaje się narodzinach złej magii. Jason spojrzał na niego przelotnie, po czym chwycił kielich, i dopiwszy resztkę podszedł do beczułki która znajdowała się zaraz przy skrzyni. Dolał sobie winka, po czym wyprostował się, i ciągnął dalej - Racja, o ile się nie mylę, Jacques oraz ta uciekinierka udali się do miasta, a my... Ugrzęźliśmy w tej dżungli, czekając na jego rozkazy... Panie, może powinienem udać się do miasta podążać ich krokami? *hyk* - Czknął na końcu zdania Samuel przetarł mokrą dłonią czoło i zmarszczył brwi, znów przechodząc na łacinę. - Jasonie, na litość Stwórcy, odstaw to wino! Potrzebuję cię trzeźwego, w jak najlepszej kondycji, teraz! - podniósł głos, wyraźnie poirytowany. Znał metody swojego podwładnego na bratanie się z innymi i zdobywanie informacji, dlatego tolerował wybryki tego typu, choć ich nie popierał. Doceniał umiejętności tego młodzika, uznawał jego pomoc za nieprzecenioną, ale i tak wiedział, że będzie musiał wreszcie nauczyć go odrobiny dyscypliny, żeby nie uwłaszczać dłużej swojemu majestatowi. - Carrine to problem, Jacquest to kolejny problem. - zaczął, przechadzając się przy tym po namiocie z dłońmi skrzyżowanymi za plecami – Nie, nie udasz się za nimi do miasta, bracie. Na włosku wisi autorytet Państwa Kościelnego z powodu wplątania nas w tę sprawę. Obawiam się, że ziarna herezji dopadły również tego rebelianta – musimy powstrzymać nadchodzącą rzeź, powracając jak najprędzej na statek. Potrzebujemy fortelu oraz pełnego poparcia towarzyszących nam żołnierzy – wszystkich, co do jednego. Po tym zatrzymał się i złapał głębszy oddech. - Jak oceniacie ich nastroje? Za godzinę oprawię nabożeństwo, mogę wtedy pobłogosławić im na czas nadchodzącej walki lub przekonać, że istnieje inne rozwiązanie. Wykorzystując autorytet kościoła możemy uciszyć rebelię w mieście, a wtedy na spokojnie przeprowadzimy śledztwo co do panny Gape i jej najbliższego otoczenia, nim grzech opanuje serca kolejnych, dobrych ludzi... W tym momencie dopadła go tęsknota za Starym Kontynentem i jego klimatem – tutejszy był dla niego nieznośny, męczący. To powietrze i ta roślinność! Choć czuł się stanowczo lepiej na lądzie, nawet takim, niż na otwartych wodach. Ludzka słabostka... Potrzebowal fortelu, a wspominał. - Potrzebujemy czegoś, co da nam możliwość powrotu na statek bez wzbudzania podejrzeń. Mamy mało czasu, bracia, liczę na was. [Wiarygodność Jason wzdrygnął i zląkł się, i z nieudolnym uśmiechem wyprostował się momentalnie wyciągnął rękę ku stołowi odstawiając kielich - Jak sobie życzysz, Samuelu - Skarcony opuścił głowę w dół. Petro też go skarcił wzrokiem, po czym słuchał cię uważnie w zadumie na chwile przestając przeglądać strony księgi. Gdy skończyłeś, ponownie spojrzał na księgę - W istocie, w woli stwórcy na pewno nie jest aby takie grzesznice bezkarnie pałętały się po naszym świecie. Jestem święcie przekonany, że ta zasiała już ziarno niepewności w naszym przybranym kapitanie Jacquesie... - Odwrócił kolejną stronicę, po czym znowu poprzestał. Chciał coś już powiedzieć, ale młodszy z uczniów go wyprzedził - Żołnierze! Zdaje się że są lekko zmieszani odnośnie tej sprawy - Ciągnął Jason - Myślę, że naszym priorytetem, nie jest rebelia, ale odnalezienie tej jednej owieczki jaką jest Carrine, i postawienie jej przed obliczem stwórcy. Może będzie chciała się wyspowiadać, wtedy mogła by uniknąć stosu gdyby jej intencje były szczere... - Uśmiechnął się pełen nadziei - Bzdura - Burknął pod nosem Petro - Tylko święty ogień jest w stanie wymazać jej wszystkie grzechy - Przeglądał księgę, gdy to nagle spojrzał na ciebie - Ale oczywiście, wszystko zależy od naszego brata inkwizytora, Samuel jest lepiej obeznany w sztuce wyzbywania się grzechu, prawda? - Nie zwlekając, kontynuował - Zaś aby przedostać się na statek... Niedawno zaatakowali nas tutejsi tubylcy, może gdybyśmy my odwiedzili ich pierwsi i przekazali im nauki stwórcy, bądź zapewnili im w pełni łaski spotkanie się z nim... Moglibyśmy przejąć ich łodzie, i dostać się na statek - Podniósł głowę - Bądź też zawsze też można udać się przez miasto. - Żołnierze nie są zadowoleni, żołnierze nie są zadowoleni... - wymruczał pod nosem i stanął nagle sztywno. - Tak, to jest myśl! Wycofanie się z powodu siejącego się dookoła defetyzmu i możliwości zdrady. Inkwizytor westchnął ciężko i usiadł naprzeciwko Petro – nie uśmiechał się już, z lekka się garbił, a na jego twarzy malował się wyraz niezadowolenia. Woda ściekała z jego włosów jak i ubrań, zresztą, i tak była już prawie wszędzie. Uważał tylko, by nie zamoczyć któregoś z dokumentów lub przynajmniej żadnego z nich nie zniszczyć, zresztą, starał się trzymać od nich dystans. Spojrzał jeszcze błagalnie w górę, przez chwilę wsłuchując się w żywioł panujący na zewnątrz – Stwórca stanowczo nie był szczęśliwy tego dnia. - Rebelia nie jest naszym celem, a po prostu nam wadzi, jak już mówiłem. A w interesie Świętego Oficjum byłoby zapobieżenie mu – póki respektowane są tu prawa francuskie nie ma zbyt wielkiego ryzyka dla dusz żyjących tu ludzi. A co jeśli Francji zabraknie? Być może powstanie kolejne miasto wiedźm i demonów? - podparł podbródek na jednej z dłoni – Summus Maximus kierował się jednak pewną mądrością wysyłając nas do samego epicentrum grzechu, musimy chronić płomienie wiary, które tu rozpalono. Fakt, faktem, Carrine powinna być jednak naszym priorytetem. Gdyby, nie daj Stwórco, nam się wymknęła... - zatrzymał się na chwilę - ...cóż, wtedy musielibyśmy uruchomić procedurę sądów kościelnych. W tym momencie Samuel odwrócił się do Jasona, nie ukrywając niezadowolenia. - Jesteś jeszcze młody i wiele nauki przed tobą, bracie. Wyczułem w tej kobiecie klątwę tak silną, że nawet gdybym chciał to nie mógłbym jej pomóc. Zdążyła dotknąć nawet dziecko znajdujące się w jej łonie – jeśli to tak zostawimy możemy spodziewać się ulic spływających krwią po tym, jak urodzi się to demoniczne dziecię... - kolejna pauza z dodatkiem teatralnego westchnięcia – Poza tym, na mój gust, to wskazuje bezpośrednio na pakt z siłami nieczystymi, co straciło ją bezpowrotnie. Wracając jednak do sprawy... Wolałbym uniknąć jakiegokolwiek rozlewu krwi. Potrzebuję łodzi jedynie dla kilku osób i chyba podjąłem już decyzję. W trakcie nabożeństwa zniechęcę żołnierzy do tej bezsensownej walki jeszcze bardziej po czym powrócę z wami na galeon, porozmawiam z naszymi drogimi kapitanami i zaoferuję im inne rozwiązanie całej tej sprawy. Petro tylko kiwał głową wraz z twoimi słowami, nadal wpatrując się w księgę. Młody Jason przyglądając mu się uważnie, powtarzał ten sam gest. Gdy zwróciłeś się bezpośrednio do niego, osłupiał, jednak słuchał cię uważnie, przytakując głową jeszcze energiczniej. - Jest tak jak mówisz drogi Samuelu - Spuentował Petro - Zaiste stwórca nad nami czuwa dając nam ciebie jako przewodnika - Uśmiechnął się pod nosem dalej szperając w księdze - Idź, żołnierze zapewne czekają już na twoje orędzie, jestem pewien że stwórca kieruje twoimi czynami i wyjdziemy z tego cało... A niewierni niech znajdą spokój w oczyszczających płomieniach... - Tto ja, przyniosę piedestał - Odparł Jason, po czym chwycił taki, i wyniósł go na zewnątrz. Tam, tuż przed twoim namiotem, zgromadzona była około trzydziestka żołnierzy. Wszyscy wytrwale czekali w ulewie, czekając na twoje przemówienie. Jason także wyszedł na deszcz, stawiając piedestał tuż przed tobą, skierował ku niemu ręce zapraszając cię pochylony. A, i możesz umieścić kartę postaci w swoim profilu? Obok karty postaci z DW, ułatwi mi to sprawę :] i wybacz jeśli piszę krótko ale chcę pchnąć przygodę do przodu ^^ Powolnym i dostojnym krokiem wszedł piedestał, znów postawny, wyprostowany – rozłożył ręce, jakby chciał objąć nimi wszystkich zgromadzonych. - Zgromadzeni tutaj bracia, umiłowani w wierze w naszego Stwórcę! Czasem wystawiani jesteśmy na ciężką próbę i błądzimy, podążając złymi ścieżkami. Czasem tyczy się to nawet najznamienitszych w wierze spośród nas, nawet mnie – zagubieni w ciemnościach życia, chcąc dobrze, ale nie do końca rozumiejąc przed czym tak naprawdę stoimy. Przybyłem tu z misją ujęcia niebezpiecznej heretyczki, zgodnie z podejrzeniami opętanej przez demony – widzieliście ją nieraz. Carrine... - zatrzymał się na chwilę, nieustannie i dość żywiołowo gestykulując, zmieniając ton i barwę głosu. Nie chciał zanudzić żołnierzy, a chciał ich porwać tą mową, zainteresować ich. - ...zaprzedała swoją duszę diabelstwom, co sam wyczułem! Jest dla nas największym zagrożeniem i to nią powinniśmy zająć się w pierwszej kolejności, nim ujawni swą prawdziwą naturę, zacznie mordować naszych bliskich, przyjaciół. Dziś jestem jednym z was, uwikłanym w rebelię, nie będąc pewnym tego, czy postępuję zgodnie z wolą Stwórcy. Mordować braci w wierze, gdy dookoła nas pełno jest dzikich i heretyków, czego sami już doświadczyliśmy? A co jeśli postanowią, w trakcie całego tego zamieszania, dołączyć się do rzezi i pobiją zwaśnionych, wykorzystując nasze zaślepienie, naszą słabość? Oddani na łaskę niecywilizowanych kanibalów i ich rytuałów tylko przez to, że zapragnęliśmy walczyć między sobą! Dziś jestem jednym z was, byłem nim od urodzenia – nie bójcie zwracać się do mnie Samuelu, nie bójcie się przychodzić z problemami i wątpliwościami, albowiem jestem tu dla waszego dobra, jako wysłannik Stwórcy, by wam ulżyć, a nie przerażać. Obawiam się, że pod wpływem tej heretyczki, Carrine, nasi kapitanowie mogli zbłądzić i chciałbym z nimi porozmawiać na ten temat, jeśli mam rację – spowiedź i błogosławieństwo ich wybawi. A jeśli jednak się mylę – należy postępować po części wedle obranej przez nich ścieżki, bo jest w niej mądrość Najwyższego. Nie musimy walczyć między sobą, bracia, gdy to Stwórca zsyła pomiędzy nas swój autorytet! Miast rzezi sugeruję pertraktacje, które po naszej stronie poprę osobiście. Jesteście dobrymi ludźmi, wiernymi naszym wartościom jak i ideałom, dlatego błogosławię wam w imieniu Naszego Pana Najwyższego, Stworzyciela Wszechrzeczy, przed tym co ma nadejść! Niech chroni was on od kul ślepych, niech sprzyja wam i czuwa nad wami! Amen. Pomódlmy się przez chwilę o jego łaskę, bracia. W tym momencie Samuel złożył ręce i wyrecytował krótkie modły, które mają na celu zesłać opiekę Stwórcy na niego oraz towarzyszących mu ludzi. Gdy już skończył... - Bracia... Czy mnie popieracie? Czy chcemy szukać jak najlepszego rozwiązania? Czy któryś z was chciałby wyruszyć ze mną do naszych szanownych kapitanów i porozmawiać z nimi jeszcze? Jeśli się nie zgodzicie – nie wyruszę. Jak mówiłem, jestem jednym z was na dobre i na złe w tej sytuacji. - w tym momencie po prostu zszedł z piedestału i stanął przed nimi – Zależy mi na dobru ogółu. A jeśli wyruszę i nie powrócę dość szybko... Wtedy bądźcie wierni swoim przełożonym i miejmy nadzieję, że to jednak Stwórca ich natchnął. [Wiarygodność Gdy mówiłeś, żołnierze patrzyli to na siebie, to na ciebie. Gdy kontynuowałeś wywód, ktoś z tłumu się wyrwał - Dobrze gada! - Inni także przytakiwali - Racja! - Krzyknął ktoś kolejny. Widać żołnierzom bardzo odpowiadały twe słowa, choć nie byli to żadni zakonnicy, widać było że przekładali wiarę w stwórcę nad niedawno zaplanowanym buntem. [Wiara Rozpocząłeś modły, żołnierze wraz z tobą skupili się na kontemplacji. Joan, żołnierz z którym wcześniej rozmawiałeś wyłonił się do przodu. Gdy skończyłeś orędzie oraz modły, odwrócił się do żołnierzy, wzniósł karabin, i zaczął wykrzykiwać twoje imie - Sa-mu-el! Sa-mu-el! - Nie trzeba było czekać aż inni także dołączą się do wykrzykiwania twojego imienia. Mimo nieustającego deszczu wszyscy stali przed tobą - Wierny sługo stwórcy, jesteśmy z tobą - Po chwili odparł Joan, a reszta nadal w ulewie wykrzykiwała twe imię - W porcie znajdziemy jakąś łódź, zatem jakie są twoje oczekiwania wobec nas? Samuel był z siebie zadowolony – nie dość, że udało mu się porwać ten tłum to i wcześniejsza rozmowa z Joanem i zniżenie się do poziomu żołdaka wydały owoce. Czasem warto było ubliżyć sobie utratą odrobiny majestatu, by osiągnąć zamierzony cel. Wiedział, że to dopiero początek – a metaforyczne i dosłowne chmury nad ich głowami długo się jeszcze nad nimi utrzymają. - Towarzysze broni, bracia w wierze! - krzyknął po chwili przerwy, unosząc prawą dłoń w górę – Pod eskortą trójki z was natychmiast wracam na morze! Zrobił chwilę przerwy, wracając do typowej pozy, budując odrobinę przejmującego napięcia. - Joanie... - zwrócił się głośno do żołdaka, wbijając w niego wzrok – Wyznacz trzech, dobrych ludzi do tego zadania. Tobie przekazuję opiekę nad resztą i dowództwo do czasu mojego powrotu. Gdyby przyszły rozkazy – powiedz, że do czasu konsultacji kapitanów ze mną nakazałem się z tym wstrzymać. Jeśli jednak będą naciskać lub wiadomość przyśle jeden z moich zakonnych towarzyszy, wtedy wiadome będzie, że decyzja ta nastąpiła już po moich działaniach. Jeśli dzikusy natomiast nie dawałby wam spokój... Pozwalam wam na wycofanie się do miasta – wasze życia są na to zbyt cenne. Uśmiechnął się dobrotliwie i odwrócił w stronę namiotu, wzrokiem szukając Jasona i Petro. Powoli przyzwyczajał się do tego wilgotnego, deszczowego klimatu – posłuch wśród ludzi dodał mu pewności siebie i zabił znużenie. Po tak długim czasie wreszcie się coś działo, autorytet inkwizytora miał prawo wrócić na swoje miejsce. - Bracia, zabierzcie najpotrzebniejsze rzeczy, w tym podręczny zestaw do egzorcyzmów. Nie zapomnijcie o srebrnych łańcuchach, poświęconym, sproszkowanym srebrze oraz wodzie przez Stwórcę pobłogosławionej. Bądźmy przygotowani na najgorsze – nikt nie wie, kiedy Carrine zdradzi swą prawdziwą naturę. Doglądał ich przygotowań i był gotowy do drogi w momencie, w którym stawili się wyznaczeni żołnierze. W trakcie drogi zagadywał ich uprzejmie i im również pozwolił się spoufalić, rzucając czasem nawet anegdotami o Grzegorzu XIII i jego zamiłowaniu do odmierzania czasu – kto wie co staremu Summusowi Maximusowi chodziło po głowie? Joan przytaknął głową - Będzie tak jak mówisz Samuelu - Po czym wyłonił wśród szeregu trzech wybranych przez siebie ludzi i przywołał ich do ciebie - Będziemy czekać na twojego wysłannika - Dodał na koniec, po czym udał się w tłum żołnierzy obwieszczając im o nowych poleceniach. Jason cały czas stał na dworze przysłuchując się rozmowie z uśmiechem, gdy zaś skierowałeś się do namiotu ten zabrał piedestał i otworzył ci płachtę namiotu. [Wiarygodność Starszy Petro rzucił ci spojrzenie, po czym wrócił do czytania księgi - Wybacz Inkwizytorze Samuelu, ale jestem w środku badania sprawy Carrine, muszę tu pozostać i rozwiać wszelkie wątpliwości odnośnie niej, ale nie lękaj się, stwórca nad nami czuwa, pozostanę tutaj wraz z resztą żołnierzy... [W następnym poście możesz zabrać ze sobą Petro, jednak ten wtedy będzie wyraźnie oburzony i przerwiesz mu analizę księgi] - Zatem pozwolisz bracie że ja wszystko zabiorę - Odrzekł z entuzjazmem Jason po czym zabrał wszystkie niezbędne narzędzia pakując je w małą szkatułkę. Na zewnątrz czekali już zwarci i gotowi na was trójka żołnierzy Syriusza. Gdy byliście gotowi ruszyliście w głąb dżungli. [Przejdź do: Ulice miasta] |
Podobne
|