,
Stary, opuszczony magazyn [Kwatera główna rebeliantów]Kto tam jest w Ĺrodku?
Eroon i Klonus zostali lekko wepchnięci przez otwarte drzwi. W środku było zaskakująco... Czysto. Pomieszczenie było dość spore, jednak nie potrafili ocenić dokładnie jak, ponieważ jego końce ginęły w mroku.
Po prawej stało biurko, za którym zasiadł przywódca. Przed nim natomiast stały dwa krzesła, w stronę których popchnięto dwójkę. Bez większego wyboru usiedli. Przywódca przysunął się bliżej biurka i spojrzał po nich. W tej samej chwili jeden z rycerzy zapalił lampę zwisającą z sufitu. - Czy wy zdajecie sobie sprawę, na co się narażacie, kretyni? - rzucił opierając się na biurku. Klonus badawczo spogląda wokoło. Szuka dróg ucieczki, jakiejkolwiek możliwości. Szuka swojego fletu. W końcu stara się dobrze przyjrzeć wszystkim zgromadzonym, nie wyłączając tego, którego nazwali Eroonem. - Nie - odpowiada niepewnie. Spoglądam na towarzysza próbując wymyślić jakąkolwiek na niego winę, jednak będąc całkowicie zdezorientowany i nieobeznany w sytuacji wzdycham - Echm... Cóż, mmógłbym odpowiedzieć gdybym tylko... Wiedział poprzez co, i kkomu się narażamy. Ale, jjako iż nie wiem, tym bardziej zgadzam się zz kolegą, obok. Nie zdajemy sobie, s, sprawy - Kończę niby się uśmiechając żartobliwie, jednak spojrzawszy ponownie na rycerzy ponownie skrzywiam minę pełną zakłopotania. Rozglądam się po pomieszczeniu rzucając pytanie - To, izba wytrzeźwień? - Gdzieście, kurna, byli przez ostatnie miesiące? - odparł szczerze zdziwiony facet. - Biała rękawica ma całe miasto w garści, zarządzają durnowate przepisy, prewencja przestępstw staje się tylko uniemożliwianiem obrony przed nimi. I książę Eryk w lochach. A wy jak gdyby nigdy nic łazicie sobie z bronią po mieście - tu spojrzał na Klonusa - i robicie burdę w karczmie wciąż będąc osobą poszukiwaną! - tutaj rzucił wzrokiem w stronę Eroona. Machnął ręką w stronę jednego z kompanów, który natychmiast wystąpił i wyciągnął futerał w stronę Klonusa. - Dobrze, że was kurna odnalazłem. A raczej że któryś z ludzi w karczmie doniósł nie rękawicom, tylko mi - przerwał, wziął głęboki oddech. - Jestem Kyle, dowódca rebelii. Zostaliście właśnie zwerbowani. Oboje. - Ale zwerbowani do czego? - spytał nieco pewniej, choć z dużą dozą strachy Klonus. Widział pewne maleńkie światełko w tunelu tej kuriozalnej sytuacji. Nurt znów się wyostrza i choć bard znalazł się w o wiele bardziej wartkiej jego części niż by chciał, cieszył się, że znów dostrzega jego zakresy. Teraz wystarczy wykorzystać jego prąd i być może nawet uda mu się wyślizgnąć z całej sytuacji. Spoglądam na barda, po czym nieco zakłopotany głaszczę się po wąsie. Wyglądam w końcu spode łba na kapitana Kyle, po czym pytam się chwiejnym głosem - A... Ten, znaczy, to, ww sumie członkostwo, w rebelli, w świetle, prawa... Jest kkarane śmiercią? Tak? - Po czym próbując znaleźć w tym jakieś korzyści dodaję - A jest jakiś żołd? I czy możemy, glub, oodmówić? - Do rebelii, oczywiście... - znudzony Kyle odpowiedział Klonusowi, patrząc na niego dość... Krytycznie. Wyraźnie próbował się powstrzymywać, jednak nie był w stanie się nie zaśmiać po słowach Eroona. - Nie, skąd. Namiestniczka kocha rebeliantów i wysyła nam pomidorową w słoikach. Chłopie, jeszcze nie otrzeźwiałeś? - zdjął rękawice i otarł twarz dłonią. - I chyba cię posrało, jeśli myślisz, że możesz liczyć na zapłatę. Walczymy tu o pieprzoną wolność i to ona powinna cię przekonać! Ona, oraz możliwość zjedzenia czegoś bez ryzyka, że ktoś wparuje ci do domu i wywróci talerz do góry nogami twierdząc, że mogła być to broń - zrobił pauzę, by wziąć głębszy oddech. - I macie dwie opcje... Służycie, albo kończycie w naszych lochach. Wstał i spojrzał po nich raz jeszcze, krytycznie. Skinął na jednego z towarzyszy. - Przyprowadź Maera - rzucił. Tamten natychmiast skierował się wgłąb magazynu i wrócił po chwili, prowadząc zaraz za sobą człowieka w czarnych, powłóczystych szatach i spiczastym kapturze. - Szybka decyzja - rzekł jeszcze Kyle. - Lochy... - Nucę pod nosem, po czym entuzjastycznie się pytam - Aa, zapewniacie, wyżywienie? Jednak uzyskując na sobie zapewne niezbyt potwierdzające spojrzenie szybko zwracam się szeptem do towarzysza - Sskoro przyjdzie nam rrazem zginąć, to się chociaż przedstawię. Eroon, wynalazca. Zzatem co o tym sądzisz, bardzie? - Zniżając głos patrząc ukradkiem na Kyla - Ja, ww sumie, i tak nie mam broni, to dla picu mmożemy, się chyba zgodzić, nie? Jeśli towarzysz by się zgodził, przytakuję tylko niepewnie głową. Klonus coraz spokojniej przyjmował do wiadomości to, co działo się wokół niego. Analizował, rozpatrywał pod względem całego Nurtu i poszczególnych prądów. No mogło być lepiej, ale mogło być i znacznie gorzej. Z rozważań wytrącił go wynalazca. - Nazywam się Klonus F'uno i jestem bardem. Sam również nie posiadam niczego poza fletem w futerale, więc szturmu na zamek raczej nam nie zaoferują. Poza tym chyba nie mają jakiegoś konkretnego planu, bo by o tym wspomnieli jak zapytałem. Zgoda nie powinna nam zaszkodzić. Po czym bardziej się wyprostował i powiedział już zdecydowanie do Kyla: - A oddacie mi mój flet? - Ekhm... - Kyle wskazał na strażnika, który trzymał wyciągnięty w stronę Klonusa futerał. Ten zaś zniecierpliwiony wcisnął go w ręce barda. - Podwińcie rękawy... - to był bez wątpienia głos maga. Melodyjny, spokojny i taki... Dziwny. Bez najmniejszej wątpliwości wykonali polecenie. - Maer, mag rebelii, tak przy okazji... I nie wierć się, to nic groźnego... - wymruczał jeszcze, zbliżając się do Eroona, który siedział akurat bliżej niego. Dotknął dwoma palcami lewego przedramienia wynalazcy. Wymruczał parę niezrozumiałych słów, po czym po jego ręce przebiegło niczym błyskawica kilka czerwonych pasem. Czerwień zatrzymała się na jego palcach po czym spłynęła na skórę wynalazcy, tworząc prosty symbol przypominający miecz i koronę. Nie ociągając się powtórzył zabieg na Klonusie. - To nic takiego... Po prostu będę w razie czego wiedział, co z wami. Usunę to, oczywiście... Gdy wyzwolimy Eryka... - mówił jakby od niechcenia. Klonus chwycił łapczywie futerał. Nie zważając na wszystko, co się wokół dzieje, ostrożnie go otworzył. Flet leżał w środku nienaruszony, jakby nic się nie stało. Był ostoją spokoju w ten dziwny, niezrozumiały dzień. Stawiał zasady i był ich stróżem i egzekutorem. Wystarczyło wziąć go w ręce, lekko zadąć w ustnik a klapki niemal same zamknęły by otwory. Świat znów wróciłby do ładu. Znów byłoby... jak należy. Dopiero teraz Klonus spostrzegł, że na ręce ma czerwony znak. Zaczęło do niego dochodzić, co właśnie się wydarzyło. Szybko analizował każdy kolejny krok, jaki poczynił, a raczej został poczyniony za niego, gdy on zajmował się fletem. Nurt przyspieszał. Prąd już od początku wizyty w tym ponurym miejscu był niezwykle wartki, a teraz jeszcze nabrał pędu. Klonus dostrzegał Brzeg zbliżający się ze wszystkich stron, a każde kolejne wydarzenie, w które Nurt wciągał barda, sprawiało, że potok stawał się węższy. Jednakże zyskał również kierunek - punkt, przez który przepłynie bądź przejdzie Brzegiem. Klonus rozumiał, że tam Brzeg będzie blisko, a Prąd burzył się będzie przy najmniejszym dotknięciu. On jednak miał kij, którym nie jedną rzekę już zawrócono - kij prosty, wydrążony z licznymi otworami po boku. Z fletem sobie poradzi. Z uśmiechem spoglądam na rycerzy zacierając już tylko ręce kiedy wreszcie będę mógł wyjść i w spokoju kupić sobie kolejne piwko w karczmie Gdy potem spojrzawszy na nadgarstek, uśmiech na twarzy przerodził się w otumanienie - Eee.... - Skomentowałem szybko, po czym z niedowierzeniem spojrzałem to na barda, to na resztę, wręcz zniesmaczony. Po czym bez żadnego ukrycia na mojej twarzy maluje się zażenowanie. Dłonią zakrywam twarz - Nie wierzę... - Przez palce zerkam na maga z pewną złowrogością Następnie zbulwersowany odsuwam się od stołu. Zapewne spotka się to z reakcją strażników, jednakże zaczynam słowami - W porządku, rrozumiem. Skoro już jesteśmy, ppełnoprawnymi członkami rebeli, to w takim razie ww pierwszej kolejności, pochwalę to oznakowanie. Zaiste pomysł przebiegły, aby rozpoznać naszych, jak i aby, nnaszych, rozpoznano, a następnie uukatrupiono... Mmożesz, się posunąć? - Zwracam się do pilnującego obok strażnika, w sumie od przed chwilą towarzysza broni. - Ekhm, tak... - Mając trochę więcej przestrzeni, zamaszyście wyciągam notes i ołówek. Wskazuję na każdego obecnego, po czym zapisuję wszystkich zliczonych - W takim razie, rrozumiem iż duch w was nie mały, liczba, łącznie zz nami też jak widzę, drastycznie, wwzrosła. Ilu to nas, jest... Sześciu? Kontynuując, jednak logicznie rzecz biorąc... Chyba nnasze szanse zwycięstwa są, zerowe, o ile apokalipsę mmożna by nazwać remisem. Bez obrazy, ale, mmoże jeszcze na naszej siedzibie, też powiesimy, flagę? Ekhm, ppozwólcie po prostu, że ja się zajmę, pprzebiegiem rebeli. - Bardzie, muzyka - Zwracam się do grajka wymachując ołówkiem, po czym samemu poszukuję jakiejś tablicy - Jjako że mam jeszcze inne sprawy na, głowie, to nie mam zamiaru ddługo się w to, angażować, zzatem uwolnijmy tego Eryka jjak najprędzej się da. Aż bboję się zapytać, jjaki macie plan, więc przedstawię swój. Rozumiem żże siedzi, w lochach. Przekopmy więc tunel do lochów, ppewnie jeszcze nie zaczęliście? - Jeśli znalazłem jakąś tablicę skrobię na niej szkice, ewentualnie w notesie - W porządku, zzrobię machinę, która to zrobi, ww try miga. Chyba że... Możemy ewentualnie, wwysadzić zamek... To by też uułatwiło drogę, ucieczki. Jednakże, czy naszym pplanem jest tylko, uwolnienie, Eryka? Czy też przywrócenie mu, wwładzy? Nie mówiąc o stworzeniu broni, mmasowej zagłady, coby oostatecznie pozbyć się, beżowej rękawicy? Tak gadając do siebie i notując różne zapiski ze zmrużonymi oczyma zerkam na dowódcę - Panie, Kyle? Mamy dostęp do materiałów alchemicznych? Ewentualnie do pieca czy do drewna, ccobym, mógł szybko zrobić te maszyny, ii skończyć, robotę? I, niech ten mag mmnie więcej nie tyka. Nienawidzę tych oszukańskich, sztuczek. Z bardem się wwszystkim, zajmiemy. - Sześciu? Człowieku, pogrzało cię? Poza tym... Wydaje mi się, że raczej ośmiu... - spojrzał po obecnych. On sam, czwórka strażników, mag, bard, wynalazca. - Poza tym to przecież nie wszyscy. Ten magazyn jest spory. Głębiej kwatery, a część ludzi na zewnątrz. Mamy fałszywe papiery... Niektórzy tutaj to byli strażnicy Rękawicy. Dlatego bez większego problemu poruszamy się po ulicach... Przynajmniej ci z wyposażeniem na poziomie strażnika. Obecnie jest nas czterdziestka... - przerwał na chwilę. - Czterdzieści dwa, jeśli liczyć was. Ja, Maer, dwudziestu ciężkozbrojnych, w tym pięciu po Rękawicy. I osiemnastka takich jak wy. Teraz dwudziestka. Gdy Kyle w najlepsze wyliczał sobie, ilu ma ludzi pod sobą, drzwi otworzyły się i wpadł człowiek w mocnej, skórzanej zbroi. Nie miał broni, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Ale można się było spodziewać, że była po prostu dobrze ukryta. - Rozruchy... Pod Pijanym Feniksem... Zaklęcie wygasło! - rzucił w stronę dowódcy, nie zaszczyciwszy nawet spojrzeniem nowych rekrutów. - Połowa klienteli ranna! Klonus wzdrygnął się słysząc liczby podawane przez Kyle'a. - Dwóch to para - mruknął do siebie - A więcej to już tłum. Na wieść o awanturze w karczmie znów przeanalizował Nurt. Nie wiedział, co ma myśleć o tym nagłym zainteresowaniu Pijanym Feniksem, więc spytał: - Do Karczmy ruszy wielu Białych. Wolicie byśmy pomogli wam w tej sprawie, czy też wykorzystali zamieszanie i wdarli się do lochów? Wyrwany z toku myślenia spoglądam na barda wyłupiastymi oczyma "Toż taka odwaga musi wynikać tylko z głupoty!" Jednak bez słowa spoglądam tylko na Kyla, modląc się aby wraz ze mną uznał ten pomysł za idiotyczny, i pozwolił nam tu zostać. I dać spokojnie wypić herbatkę czy też się poobijać. - Feniks został ukryty zaklęciem przed wszystkimi zwolennikami Namiestniczki. To jedno z nielicznych miejsc, gdzie tacy jak wy mogą się skryć - odpowiedział Kyle wstając. - Jeśli się tam nie stawię, mogę stracić wypracowaną pozycję u Rękawic. Wasza dwójka.... Lepiej zostańcie - skierował się w stronę drzwi, wraz z czwórką towarzyszy. - To się może źle skończyć... Podkop to dobry pomysł. Zaprowadzę cię w miejsce, gdzie możesz rozrysować sobie te plany - powiedział Maer, jedyny poza nimi, który nie wyszedł. - Ty mu pomożesz - rzucił jeszcze w stronę Klonusa, gdy odchodził w głąb magazynu, wypuszczając z dłoni małą kulkę światła. Gdzieś w kącie przemknął z niebywałą prędkością jakiś cień. Klonus spojrzał ze zdziwieniem na maga. - Ja nie znam się na planach i machinach. Mogę jedynie zagrać pieśń natchnienia czy coś, ale chyba Eroon sam dobrze wie, co ma robić. Jakbyście mnie potrzebowali, będę tu. Klonus siada nieco z boku. Wyjmuje flet. Delikatnie gładzi go. Cicho szepcze. W końcu przykłada do ust. Muzyka z początku ledwie słyszalna, jakby na próbę, wylewa się krótkimi, nierównymi taktami przeplatanymi niknącą pauzą. Kawałki stają się dłuższe wypychając pauzy. W końcu całość łączy się, lecz wciąż nie stanowi jednej melodii. Jakby każdy z taktów istniał osobno, jedynie przez swą długość nakładał się na poprzedni i milkł z wolna, gdy nastaje następny. - Lepiej chodź. Co będziesz tu siedzieć. Pokażę ci kwaterę - odparł mag, po czym westchnął od niechcenia. Zatrzymał się na chwilę, czekając aż bard łaskawie do nich dołączy. (krótko, wiem. Ale musiałem po prostu wtrącić) - O nie - Zatrzymuję się stanowczo - Wybacz panie, Mmayer? Ale z mmagiem, bratać się nie będę. To pprzez wasze, magiczne oszukańcze sztuczki, nie mam, pracy. Ppowiedz nam jak dojść, a my ssami, trafimy z Klonusem - Dyskretnie mrugając w stronę barda Klonus zrozumiał, że wynalazca nie ufa ani jednej osobie, jaką dziś spotkał, a tym bardziej komuś, kto go ostemplował. Uznał, że sam nie widzi w tym zachowaniu nic złego. - Tak, sami sobie poradzimy jeśli dasz nam dość wyraźne wskazówki, jak tam dojść. - No to idźcie. Do końca. Kwaterę znajdziecie sobie sami... - prychnął, po czym odwrócił się i wyszedł z magazynu. Szli jakiś czas... Końce nie były oświetlone, przez co ledwie zauważyli zejście w dół po drabinie. Samo wejście do pomieszczenia nie ginęło w mroku dzięki lampie stojącej na biurku. Zanim zdążyli namyślić się, czy zejście po drabinie to dobry pomysł, z otchłani wyłoniła się głowa pięknej kobiety o cerze idealnej, ze średniej długości czarnymi włosami spiętymi w kitę. - Czarne cienie. Żyją. Chcą nass, tak... - wymruczała, wychodząc w całości z jamy. - Psia mać, dobrze nie jest. Spojrzała po dwójce, jakby dokładnie ich oceniając. Gdy zauważam czarnowłosą niewiastę jestem nawet zauroczony, lecz po wysłuchaniu jej słów zastygam w bez ruchu - Glup - Po krótkiej chwili ciszy, nieco strwożony, ściszonym głosem zwracam się do Klonusa - Psst, to chyba, nie podkop, tylko jjakaś izolatka dla wariatów... Lepiej chodźmy stąd, tteraz ty prowadź [XP - Ja? - niemal krzyknął zdziwiony bard. Widząc jednak, że nic u towarzysza nie wskóra, spojrzał na kobietę. W prądów Nurtu wynikało, że może być tu... cokolwiek, więc i teoria wynalazcy miała jakieś znamiona prawdopodobieństwa. Uznał jednak, że należy sprawdzić, czy aby nie tracą możliwości wykaraskania się z tej całej zabawy w spiskowców. - Wybaczy pani - zaczął uprzejmie - ale cóż takiego tak piękna dama robi w tej - machnął teatralnie dłonią jakby szukał dobrego określenia - dziurze? Łapię się za twarz - Nno nie, bard amant... Może pprzedstaw jej, swój cień? Ppewnie, się dogadają... Ech, nno to teraz nigdy, stąd, nie uciekniemy - Jednak po chwili przypominam sobie swoją przeszłość w kopalniach, i z narastającą fascynacją, w milczeniu zapatruję się w... Ten, wykop. - Płacz ścian mnie tu przywiódł. Ale z takimi jak wy pewnie się nie zadają, więc gówno wiecie... - rozpoczęła wypowiedź, na starcie już przekraczając granice kuriozalności. - Nie rozumiecie ich, gnoje. Bym się kurwa nie zdziwiła, gdyby to przez was płakały... - zrobiła pauzę, którą przeznaczyła na spoglądanie spod byka na wynalazcę. - Ale teraz nie ma to znaczenia. Będę musiała je przeprosić, ale teraz ważniejsze są cienie. Widzieliście je, prawda? Słodkie cienie, ruszają się. Tylko ja z nimi rozmawiam. Dwójka nie miała wątpliwości, że niezależnie od całego przedsięwzięcia, jakim jest rebelia... Ta jej członkini stanowczo nie jest typowa. - A wy tu co, że tak spytam? I lepiej się dobrze wytłumaczcie, nie dam wam ich zranić, psia mać. Klonus podłamał się porażką swojej próby. Przeanalizował Nurt, jaki cienkim strumieniem przepływał przez pomieszczenie, w jakim się znajdowali. Trzeba było przyznać, że możliwości zbyt wielu nie mieli. Wśród zawiłych ścieżek przyczyn i skutków bard dostrzegł pewne Koryto - może wyschnięte, lecz jeśli choćby strużkę tam znajdzie, będzie to znaczący skrót do ich celu. Spróbuje. - Widzisz to - pokazał znak na ręce, jaki pozostawił mu mag - Gość, który mi to dał, kazał znaleźć kogoś "spodziemi" - ostatnie słowo powiedział tak, by nie było można wywnioskować, czy chodzi o podziemia czy o lokację umieszczoną pod ziemią (czy po prostu trupa zakopanego na cmentarzu) - Pomożesz nam go znaleźć czy tracimy tylko czas tu z tobą? Gdy przemawia kobieta z pewną trwogą spoglądam na towarzysza, jednak widząc jak dzielnie podejmuje się rozmowy z wariatką odwracając jej uwagę - Ddobrze, ci idzie, odwróć jej uwagę a ja tam, pokopię sobie - Szepczę do ucha bardowi, i bliżej przyglądam się wyposażeniu. Szukam Kilofa, oraz innych narzędzi do kopania "Nic dziwnego że rebelia nie dochodzi do skutku, z takimi członkami... Widocznie sam będę musiał to zrobić, ale zaraz uratuję tego króla i będę miał fajrant." Jeśli bym znalazł kilof bądź cokolwiek do kopania, poszukuję też jakiejś świecy bądź pochodni, i bez pytania włażę w ciemny korytarz dając tylko znak Klonusowi zza pleców wariatki. - Znaczy się, kazał wam zejść na dół, tia? - spytała dziewczyna podnosząc jedną brew. - Zwykle dół znajduje się u dołu. W tym wypadku tutaj... - machnęła niedbale ręką w stronę dziury. - To niewątpliwie jest dół. Owocnego schodzenia. I uważajcie na cienie... Podeszła do Klonusa i jeszcze raz przeszyła go dogłębnie wzrokiem, zatrzymując się na jego oczach, wwiercając w nie swe własne, jadowicie zielone. Jej twarz nie mówiła niczego. - Ty nie jesteś jak reszta. Zrozumiesz ich. Ufam ci - uniosła dłoń i przesunęła nią po policzku skonfundowanego barda. Zanim odeszła, Klonus mógłby przysiąc że minimalnie się uśmiechnęła. Dość pomyślnie udało im się obu zejść po drabince. Niewiele pod ziemią rozciągał się dobrze oświetlony korytarz z drzwiami po obu jego stronach. Nie było ani śladu jakiegokolwiek elementu wyposażenia kopalnianego. Choć może zamiast grupy ludzi z kilofami lepiej zdałby się jakiś plan... I maszyna. Klonus rozejrzał się wokoło szukając jakiegokolwiek śladu, którymi drzwiami powinni się udać. Spojrzał na Eroona i powiedział: - No, chyba czas byś wrócił do roli prowadzącego. Mi się pomysły skończyły. - Tunele to mmoja, specjalność Klonusie... Pokażę tej wariatce co to prawdziwe kopanie - Zafascynowany tunelami staram kroczę jak po własnym domu, niczym przewodnik. Rozglądając się po korytarzach z pasją i narastającym fanatyzmem w końcu zatrzymuję się na końcu tunelu i wznoszę palec - Tteraz, się wszystkim zajmiemy! - Rzucam do robotników polecenia - Wy, idźcie na górę i znajdźcie jakieś koła, deski, połamcie z dwie łopaty i kilofy i dajcie mi tu to wszystko. Nnie będziemy przecież, kopać jak jakieś krety, gdy jesteśmy ludźmi! Zbudujemy, machinę! Tak! Haha! Zaiste! Geniusz mojego lludzkiego wspaniałego umysłu, i stworzone pprzez niego cudowne wynalazki poprowadzą nas ku zwycięstwu i wwyzwoleniu... Tego... Jak mu tam? - Czekam aż ktoś mi przypomni imię króla - Ekhm, tak, właśnie... Wyciągam ołówek i notes, i... "Jak to było..." Staram sobie przypomnieć plan Machina do kopania i wypisuję potrzebne dane. Jego entuzjastyczne okrzyki zostały usłyszane. Koło dwudziestka ludzi powychodziła zewsząd i przyglądała się krytycznie, gdy on gadał o kopaniu. - Ehm, dobra... - powiedział w końcu jeden i skierował się zapewne by odnaleźć części maszyny, jednak został złapany za kołnierz przez innego z rebeliantów zanim zdążył się oddalić. - Powiesz mi jeno chłopie, skądżeś się urwał? - spytał ten, który złapał skorego do pomocy chłopaka. - Może powiesz... Tak po pierwsze... Dlaczego mamy spełniać Twoje polecenia? I co tak właściwie chcesz kopać? Na odpowiedź jednego z robotników wybałuszam oczy, po czym szepczę do Klonusa - Co my, ddo jakiejś kopalni, węgla trafiliśmy że nie wiedzą po co mają kopać? Wweź im coś powiedz, daj ciasteczka, aalbo zagraj czy coś, bo oni chyba mnie nie rozumieją. Klonus stał dotąd nieco z tyłu przyglądając się górnikom. Nie był pewien, jakim konkretnie celom służą, czego chcą. Postanowił uderzyć w wartości ponadczasowe i interregionalne: - Ludzie. Rozumiem, że nie znacie sprawy ani pobudek, jakie nami kierują. Rozumiem, że nie chcecie tracić swojego czasu na pomoc nam, choćbyśmy nawet ratować mieli cały świat. Rozumiem, że wchodząc tu zaburzamy wasz spokojny odpoczynek. Jednak my, dzięki waszej drobnej pomocy, możemy niewspółmiernie wspomóc wasze działania. Wasze życie stanie się prostsze, a dzięki zaangażowaniu w naszą sprawę będzie również lepsze. Stoi bowiem przed wami Eroon, wielki wynalazca i wielki człowiek. Gdy więc wasze dzieci czy wnuki spytają "czy słyszałeś kiedy o wielkim Eroonie?" odpowiecie "ha! czy słyszałem? a widziałeś jego wielkie dzieło w naszej kopalni, dzięki czemu nasze życie stało się prostsze i lepsze? czy nie dzięki tym rękom ów wynalazca, największy, jaki zaszczycił nasze miasto, zbudował to cudo?" Otóż niewiele nam waszej pomocy trzeba, a z cudów, jakie ten oto wielki wynalazca zrobi dla was korzystać możecie po wieki. Czy więc udzielicie nam swych rąk przyczyniając się tym samym do lepszego jutra dla was samych? Po publice przeszedł pomruk. Choć wciąż nie wiedzieli po cholerę właściwie mają kopać, to jednak każdy lubi dołożyć trochę od siebie do wielkiego Dzieła, czymkolwiek by ono nie było. - Tylko, czy my tu mamy jakąś kopalnię? To niezasypany fragment podziemi, do którego wejście szczęśliwie znalazło się w magazynie. Po cholerę i dokąd chcecie kopać, hem? - facet był chyba naprawdę podejrzliwy. Jego słowa natychmiast przywróciły racjonalne myślenie otoczeniu. Po cholerę niby mieli budować maszynę do kopania, czy też w ogóle otwierać kopalnię? Tutaj chyba nikt nie myślał jeszcze o podkopie... Mrużę oczy rozglądając się po otoczeniu, ni to szukając zaczepki, ni to oburzony, ale zdezorientowanie zdziwiony że właściwie powstanie w które zostaliśmy wplątani (o planach wyzwolenia króla i przywróceniu jego rządów nie wspomnę) stoi w miejscu, a może nawet się cofa. - Panowie... - Zaczynam, nie do końca wiedząc jakiego argumentu użyć w dalszej rozmowie, aż macam się po kieszeniach. W końcu trafiając na pasujący mi kształt, wyciągam zza pazuchy flaszkę - Pogadajmy Szukając jakiegoś dogodnego miejsca aby siąść, najlepiej stolik z krzesełkami, stawiam przed kierownikiem budowy (bądź po prostu tym co gada) wódkę - Wiecie, jjja, ja to bym właściwie wolał iść ddo domu, i dać zz tym wszystkim spokój. Ale, tam nna górze mówili, że teraz nnie można nawet spokojnie wypić ww mieście, wiecie, za tych nowych rządów. Zresztą i ci na górze, nnie przestaną nam suszyć głowy, ddopóki sami nie uwolnimy, ttego starego, króla. Dlatego, wypijmy jedną flaszkę p, przed robotą, co by się lepiej pracowało, przekopmy ten tunel do lochów, a ppo, potem, po robocie, stawiam drugą, i wracamy do domu. Co wy na to? [Choć sory że tak późno, to powoli wracam do życia ^^ |
Podobne
|