, Sport to zdrowie ďťż

Sport to zdrowie

Kto tam jest w środku?
Pojedynkują się: Kiran, Tina Latawiec
Temat: Sport to zdrowie
Tytuł: Dowolny
Chcemy: delikatnej wymiany zdań lub ostrej kłótni na w/w temat, snickersa, dwóch przynajmniej wspomnianych znanych sportowców (obojętnie, czy ze sportów zimowych czy letnich), świeżego soku z cytryny, jakiegoś sportu uprawianego przez jedną z postaci, można, ale nie trzeba, dołożyć jakiś romans w tle
Nie chcemy: siatkówki, koszykówki, tenisa ani sportowców z tych sportów
Forma: Opowiadanie
Długość: Dowolna
Termin: 12 marca


Tekst A

Z podziękowaniami dla Przeciwniczki – za możliwość świetnej zabawy przy pisaniu tego, choć Wen troszeczkę mnie poniósł.
Ostrzeżenia: sporo wyrazów powszechnie uznawanych za wulgarne.

Burza z piorunami

- Nie tak! Podaj jej kozłem, przecież kryją cię trzy jednocześnie! Malwina, rozpychaj się, cholera, nie możesz dopuścić ich do bramki! Sandra, na prawe skrzydło, jak ona ma ci podać?! Co się z wami dzieje, do kurwy nędzy?!
Roman Wiśniewski nigdy tak się nie zachowywał. Stanowił wzór dla swoich kolegów – wymagający, ale spokojny, łatwo wpadający w gniew, ale zawsze umiejący przyznać się do błędu. Nigdy nie łączył spraw prywatnych i zawodowych.
Do czasu.
- Gracie o mistrzostwo województwa, to nie mrzonki! Amanda, co ty tam w tej bramce robisz? Który to już, cholera, gol?! Zabierz się za siebie!
- WYSTARCZY! – ryknęła na całe gardło bramkarka, stając naprzeciw trenera. – Co pan sobie myśli?! Że skoro życie prywatne się panu wali to może nas pan opierdalać jak jakieś mało wymagające szmaty?!
Zdziwienie na chwilę odebrało Wiśniewskiemu, a to spowodowało lawinę wulgaryzmów i mało parlamentarnych gestów. Amanda wyglądała, jakby dostała szału.
- Wszyscy gadają, że żonę pan zdradzał. Dowiedziała się i zmądrzała, co? Dobrze ci tak, kurwa!
Cisza, jaka zapadła po tych słowach, wydawała się cięższa niż ołów. Napięcie stało się niemalże namacalne, a przerażone nastolatki wpatrywały się z lękiem to we wściekłą koleżankę, to w mężczyznę w stanie furii.
- Kwaśniak – zaczął spokojnie, ale brązowe oczy pociemniały z tłumionej już wściekłości. Nagle znalazł się przy dziewczynie i mocno ścisnął jej ramię, prawie odcinając dopływ krwi do mięśni. – Nie zagrasz w tym meczu. Ani w następnym. Spodziewaj się, że więcej twoja noga tu nie postanie. Żegnam. I wiedz, że twoi rodzice dowiedzą się o wyrażeniach, którymi mnie poczęstowałaś. Zmiataj stąd! – To powiedziawszy, odepchnął ją i wskazał drzwi, a sam udał się do pokoju trenerów.
Reszta drużyny stała jak kilka żon Lota. Obserwowały rozcierającą ramię byłą członkinię drużyny, klnącą i łkającą prawie bezgłośnie.
- Tee…Amanda… - zaczęła Kasia, ale umilkła pod zimnym spojrzeniem.
- Słuchaj… - Spróbowała raz jeszcze, ale przerwano jej w pół słowa.
- Wiecie co? Po prostu się ode mnie odpierdolcie. Wszystkie. Kurwa mać! – ryknęła, uderzając pięścią w ścianę. Po chwili usłyszały tylko trzask drzwi. Bezgłośnie zdecydowały się dać jej odrobinę samotności.

*****

Łzy wściekłości i upokorzenia spływały po czerwonych z wysiłku i gniewu policzkach. Szał, jaki ją ogarnął w momencie zrozumienia przyczyn zachowania mężczyzny, w którym się do niedawna podkochiwała, jak i reakcja reszty drużyny stały się kroplą przelewającą czarę goryczy. Stosunki w zespole uległy pogorszeniu, kiedy odeszła Natalia, więc niby nic dziwnego, że nie stanęły po swojej (czyli własnego interesu, myślała ze złością) stronie. Natalii nie dało się nie lubić; w bliżej nieokreślony sposób stanowiła filar pozatreningowych spotkań z koleżankami. Ale gdy na wakacjach amputowano jej stopę, obumarłą na skutek wypadku samochodowego, nie pojawiła się na hali od początku roku szkolnego, kiedy z bólem i tęsknotą patrzyła na grające dziewczyny.
Myśli o bardziej doświadczonej przez życie otrzeźwiła Amandę. Zaczęła zastanawiać się, z kim najpierw podzielić się nieszczęściem.
- Kama? Jest sprawa. I tak, wiem, która jest godzina, ale to nie może czekać. Mogę wpaść? –Nadzieja w głosie musiała przekonać Kamę do wydania pozytywnego werdyktu.
- Dobra, ale tak, żeby moi rodzice cię nie zauważyli. Puść mi sygnał, jak będziesz przed drzwiami.
- Dzięki! Jesteś najlepszą przyjaciółką pod słońcem. Będę za pół godziny.
Amanda westchnęła z ulgą. Półtorej godziny u najlepszej przyjaciółki powinno trochę załagodzić napięcie, może nawet uda się załatwić jakiegoś browara.
Nagle zadzwoniła komórka. Pogrążona we własnym nieszczęściu nie patrzyła na wyświetlacz i odruchowo odebrała. Po chwili dotarło do niej, że podjęła błędną decyzję.
- Amy? Co się dzieje? Czemu nie odbierasz? Nie gniewaj się za tamto, naprawdę mi przykro. Spotkamy się?
Ostatnie pytanie zawisło w powietrzu niczym jastrząb w momencie zauważenia ofiary. Amanda nie chciała się z nim spotykać, ale wolała uniknąć kolejnej kłótni.
- Dobra, bądź u Kamy, tam się zobaczymy.
- Ale ona mnie nie znosi! – Chłopak wydawał się niezadowolony z takiego obrotu sprawy, ale w Amandzie puściły wszystkie hamulce.
- Słuchaj, bo nie będę się powtarzać! Nie robisz mi łaski, kiedy latasz za mną jak kot za potrzebą! Albo tam, albo w ogóle. I, do jasnej cholery, przestań mi wreszcie zrzędzić jak moherowa babcia, kiedy odwołali przyjazd Rydzyka do zadupia, w którym mieszka!
- Dobra, nie wkurzaj się tak, jakoś się tam dostanę.
- Weź browara – wtrąciła w ostatniej chwili, a po pomruku złości zorientowała się, że usłyszał i zrozumiał, iż bez pożądanego towaru go nie wpuszczą. Po chwili z uczuciem ulgi nacisnęła czerwoną słuchawkę.

*****

Pół godziny później stała pod drzwiami domu Kamili Martyniak. Niemal od razu po puszczeniu sygnału znalazła się w środku.
- Co się stało? Kto doprowadził cię do takiego stanu? Znowu ta szmata chciała kasy? Nowy obieg westchnień? – Szatynka zasypała przybyłą gradem pytań.
- Zaraz ci opowiem. Marcin przyszedł?
- Przyszedł. – Na twarzy Kamy pojawił się wyraz niezadowolenia, ale zaraz zmienił się, gdy powiedziała:
- Z browarami.
Tamta dwójka nie znosiła się, odkąd poznała ich ze sobą. Może z powodu innych poglądów albo częstych narzekań blondynki. A to przerwał randkę w decydującym momencie, to przedstawił się jej rodzicom jako chłopak córki, to chodził za nią jak wierny pies – to tylko niektóre z jego przewinień. Jednak posiadał jakiś czar, który pomagał mu zjednywać sobie ludzi – może wdzięczny uśmiech ofiarujący całą słodycz świata? Albo nos udekorowany dziesiątkami malutkich piegów? Tego do końca nie wiadomo.
- Nareszcie! A teraz mów, co się stało!
Zaczęła opowiadać, ale po chwili stwierdziła, że na trzeźwo nie da rady. Dostała puszkę piwa, ale że kobieta wybredną jest, poprosiła także o świeży sok z cytryn i snickersa.
- Kobieto, konserwancie marny, sraczki dostaniesz – Marcin z rozbrajającym uśmiechem patrzył na krztuszącą się śliną nieszczęśliwą koleżankę.
- To było złe – wymamrotała Amanda, usiłując pozbierać się po nieprzyjemnym doświadczeniu. Po namyśle oddała baton Kamili, choć nie wyszłoby to obdarowanej na zdrowie, panna Martyniak bowiem nie należała do szczupłych, co więcej, w pasie była dwa razy taka jak drobna blondynka. Gęste czarne włosy ledwie zakrywały łopatki, a duży biust powodował często wulgarne komentarze ze strony płci męskiej.
- Kocham piłkę ręczną, nosz! Co ja w niej widzę, że tak to przeżywam? – Pół godziny później, czy raczej trzy piwa później, mieszając gorycz alkoholu z sokiem z cytryny, zebrało się poszkodowanej na refleksje. Postronny nie zorientowałby się, że dziewczyna jest nietrzeźwa, bo w przeciwieństwie do większości po środkach odurzających miała bardzo elokwentne i w miarę mądre słowotoki.
Piłka ręczna, za którą tak rozpaczała, towarzyszyła jej dotychczas przez całe życie. To takie prywatne remedium na problemy. Gdy była wesoła, dawała upust swojej radości, gdy była smutna, zostawiała złe emocje na boisku; za każdym razem przeżywała katharsis.
- Oglądałaś ostatnio jakiś sport? – zapytał Marcin.
To nagłe pytanie wyrwało dziewczynę z otępienia. Sport od dziecka był jej pasją, mogła opowiadać o nim bez przerwy. Z ojcem praktycznie od zawsze oglądała wszelakie imprezy: olimpiady letnie i zimowe, mistrzostwa świata praktycznie wszystkich dyscyplin oprócz łyżwiarstwa figurowego i jazdy konnej, a nawet mundiale.
- Oglądałam. Skoki i snookera – zaczęła, wreszcie się ożywiając. – Nie wiem jak ty, ale ja uważam, że Simon Ammann zasłużył na olimpijskie złoto w zeszłym roku. Zresztą, ten sezon też nie należy do najgorszych w jego karierze.
- A snooker? Oglądałaś pojedynek Robertson–Higgins? – Zapał przyjaciółki udzielił się chłopakowi, wielkiemu fanowi snookera. Sam nawet grał i w związku z tym zamierzał przygotować Amandzie niespodziankę.
- Też pytanie! Oglądałam! – Wyglądała na święcie oburzoną faktem, że ktoś ośmiela się wątpić w jej uwielbienie dla tego sportu.
- Za kim byłeś?
- Za Higginsem! Nie mów, że ty…
- Tak, za Robertsonem!
- Dlaczego? Przecież technicznie był o wiele gorszy od Higginsa, trzykrotnego mistrza świata. Neil Robertson najprostszych piłek nie trafiał!
- Tu masz rację – łaskawie zgodziła się z nim Amanda, obserwując swoje paznokcie. – Ale Robertson miał o wiele lepszą fryzurę, twarz… - zaśmiała się, przekrzywiając zabawnie głowę lekko w lewo.
- I tyłek – mruknęła Kamila, wywołując kolejną salwę śmiechu.
- Ty też powinnaś pomyśleć o jakimś sporcie – powiedziała blondynka, nagle poważniejąc.
- Dobra, powiem wam – zaczęła niechętnie Kamila. – Mama zapisała mnie na kurs tańca towarzyskiego. – Do Amandy dopiero teraz dotarło, co przyjaciółka powiedziała. Z piskiem rzuciła się jej na szyj, szepcąc słowa gratulacji. Marcin posłał Kamili pokrzepiający uśmiech. Zapowiadało się na to, że powoli zakopywali topór wojenny.

*****

Dwa tygodnie później nastąpiła apokalipsa.
Telefon byłej zawodniczki piłki ręcznej zadzwonił w sobotę o godzinie siódmej czterdzieści jeden. Klnąc i złorzecząc pod nosem, odebrała.
- Andzia, wybacz, że dzwonię o tej godzinie, ale całą noc nie spałam. Musisz dzisiaj do mnie wpaść! – mówiła wyraźnie podekscytowana przyjaciółka, usiłując nakłonić blondynkę do jak najszybszego przybycia.
- Proszę, Andzia… - Błagalny ton skłonił wreszcie dziewczynę do wygrzebania się z pościeli. Wymruczała coś w stylu, że za godzinę będzie i rozłączyła się.
Po dwudziestu minutach czekania na autobus i czterdziestu wleczenia się w korkach dotarła w końcu na miejsce. Zadzwoniła, a po chwili w drzwiach ukazała się rozgorączkowana twarz przyjaciółki.
- Oszalałaś? Po co wyciągałaś mnie z łóżka o tej porze? – zapytała wściekła przybyła, patrząc na Kamilę wyzywająco.
- Chodź, nie pluj się tak. Zmieniłam się. Życie jest piękne! – ryknęła na całą klatkę schodową i uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Zakochałam się! – oznajmiła, ledwo przekroczyły próg jej pokoju, który zresztą bardzo gościowi się podobał. Z jasnymi panelami kontrastowały ściany w kolorze ciemnej zieleni, a z nich patrzyły na Amandę plakaty zespołów rockowych, rysunki autorstwa lokatorki a także reprodukcja obrazu Caravaggiego „Marta i Maria Magdalena”. To płótno zawsze ją intrygowało, bo Maria wzbudzała niepokój, zwodziła i mamiła. Z wyglądu wydawała się zapracowaną, skromną kobietą, ale twarz zdradzała, że to tylko pozory, że tak naprawdę w nocy zajmuje się czym innym niż odsypianiem ciężko przepracowanego dnia. A Marta błaga, ażeby Maria porzuciła próżniaczy styl życia, bo Pana to nie zadowoli. Nic z tego. Lustro, duże i wypukłe, w tamtych czasach bardzo drogie – oto, co dla nierządnicy najważniejsze. A na starość rozsypie się jak domek z kart, skóra zżółknie i zestarzeje się, sylwetka zgarbi się. I pieniędzy zabraknie.
W zamyślenia wyrwało ją prychnięcie przyjaciółki.
- Czemu ty zawsze tak podziwiasz tę kiepską reprodukcję? – mruknęła zirytowana, wskazując ręką kanapę, na której gość mógłby usiąść. – Przecież to nic nadzwyczajnego, tylko zwykły Caravaggio.
- Nie taki zwykły – wymamrotała. – A po co mnie tu ściągnęłaś?
- Zakochałam się!
- W kim? – Entuzjazm Kamili nie spodobał się Amandzie.
- Ma na imię Kamil, jest rok starszy ode mnie. Średniozaawansowany tancerz tańców latynoamerykańskich. Ładny, miły, czarujący, nie złości się, kiedy przypadkiem nadepnę mu na stopę… - Zalet Kamila było zdecydowanie więcej niż wad, o czym Amanda na końcu się przekonała. Poematy pochwalne, długie na pół godziny, zaczęły nużyć.
- Gratulacje! Cieszę się z twojego szczęścia – krzyknęła entuzjastycznie panna Kwaśniak, obejmując przyjaciółkę – ale muszę lecieć, umówiłam się z Marcinem na bilard. Zadzwonię! – powiedziała i wybiegła z mieszkania.
Marcin już czekał w klubie. Kłócił się z dwoma mężczyznami przy stole, żywo gestykulując. Po chwili ustąpili mu i dziewczyna z uśmiechem podeszła do przyjaciela.
- Długo czekałeś? – zapytała, jeszcze wyżej unosząc kąciki ust.
- Nie, dopiero przyszedłem. Chcesz coś do picia? Ja stawiam.
- Nie, dzięki. Ja tu na bilard przyszłam, nie na picie.
- Okej. Trzymaj kij i stawaj przed stołem. – Nie dostała dużo czasu na zastanowienie się. Stanęła, gdzie jej kazano, choć delikatna jazzowa muzyka nieco ją rozpraszała.
- Masz kij. Pamiętasz - musisz białą bilą uderzyć w trójkąt czerwonych, ale staraj się nie rozbijać ich po całym stole, bo łatwiej będzie przeciwnikowi wygrać. – Powoli przypominał zasady gry, tak na wszelki wypadek, choć robił to chyba tylko dla popisania się, albo z przyzwyczajenia, bo zapomniał, że ta akurat koleżanka doskonale zna reguły. Dziewczyna z grzeczności słuchała, że wbija się czerwone bile na przemian z kolorowymi, jak dba się o kije, w jakiej kolejności pozbywa się kolorowych bil po wrzuceniu do kieszeni wszystkich czerwonych.
Starała się trafić, ale coś nie szło. Usiłowała ustawić kij tak, jak pokazywano w telewizji, jednak okazało się to strasznie skomplikowane. Marcin z westchnieniem stanął za nią, po czym kierując drobnymi dłońmi, delikatnie ustawił i pomógł ruszyć nieruchome czerwone kulki.
- Marcin… - zaczęła niepewnie, doskonale słysząc szybsze bicie serca kolegi. Gdyby potrafiła pokochać zależnie od woli, bez wahania ofiarowałaby mu uczucie, ale to niestety niemożliwe. Z tym chłopakiem znała się od piaskownicy, nie mógł stać się kimś więcej niż serdeczny przyjaciel, po prostu nie mógł!
- Myślę, że to nie jest dobry pomysł – mruknęła bez większego przekonania i odwróciła się przodem do niego. Zdała sobie sprawę, że nie kupi tego wyjaśnienia. Serce nie sługa, niestety.
- Dlaczego? – zapytał, chwytając ją za rękę i odgarniając włosy z chudej szyi. Zadrżała, bynajmniej nie z rozkoszy.
- To się nie uda. Nie kocham cię i nie pokocham – mówiła to z wielką kluchą w gardle. Miała ochotę płakać, ale wiedziała, że będzie się czuła jeszcze gorzej, oszukując go i męcząc się w tym skazanym na niepowodzenie związku.
- Nawet nie spróbujesz? – W oczach Marcina wyczytała rozczarowanie i urazę. Postanowiła dać mu trochę czasu. Zasługiwał na to.
- Spróbuj zapomnieć. Pomogę ci w tym – odparła i odeszła kilka kroków, po czym dodała:
- Dziękuję za partię snookera.
To powiedziawszy, skierowała się do wyjścia. Po chwili chłopak został sam przy stole, a wokół siedzieli mężczyźni, oglądający mecz jak co sobotę.
Dzień jak co dzień.
[/i
Tekst B

Przeciwniczce.

Deszcz przestał już padać, ale ciężkie krople wciąż spływały po szybie, rozbijając się z ponurym chlupotem o parapet. Szary poranek wdzierał się powoli do kuchni. Prześwitujące zza chmur promienie słoneczne połaskotały Damiana po twarzy, zmuszając go do rozchylenia powiek. Tuż przed nosem ujrzał otwartą książkę, druga leżała pod jego policzkiem. Krzywiąc się z bólu, wyprostował zdrętwiałe plecy. Sięgnął po stojący nieopodal kubek z kawą, która okazała się niestety całkowicie zimna.

Zerknął na zegarek. Piąta trzydzieści. Młody mężczyzna westchnął rezygnacją. Czyli materiału na egzamin nie opanował i raczej już nie zdąży tego zrobić. Cóż, w takim razie powinien się przynajmniej dobrze wyspać. Oparł się z powrotem o blat stołu, czując, że dotarcie do sypialni było ponad jego siły.

Poranek jednak uparcie o sobie przypominał, nie pozwalając Damianowi zmrużyć oka. I chyba przeszkadzało mu jeszcze coś. Podniósł się po raz kolejny i przetarł piekące oczy, starając się pozbierać myśli.

Puk. Puk, puk. Ktoś dobijał się do drzwi. Młodzieniec zawahał się przez moment, ale nie ruszył się z miejsca. Postanowił zignorować natręta. Było stanowczo zbyt wcześnie na spotkania towarzyskie i nieproszony gość z pewnością sam to zrozumie.

Puk. Puk, puk.

Pukanie nie ustępowało. Damian z głuchym jękiem dźwignął się z krzesła i powędrował w stronę drzwi. Otworzył i zamrugał zdziwiony oczyma.

– Ania? Coś się stało?

– Można tak powiedzieć – zgodziła się wesoło stojąca w progu dziewczyna. – Piękną mamy dziś pogodę, wiosna się już zaczęła. Pomyślałam, że czas wrócić do porannego biegania. Idziesz ze mną? – zapytała, posyłając Damianowi promienny uśmiech. Młodzieniec przejechał dłonią po twarzy.

– Kur… cze blade. I tylko po to narobiłaś takiego rabanu? – zapytał lekko zirytowanym tonem.

– Aha. Idziemy?

– Jest wpół do szóstej.

– I co w związku z tym?

– Normalni ludzie o tej godzinie śpią.

– Ale ty przecież nie śpisz.

– Bo mnie obudziłaś.

– Czyli nie idziesz?

– Nie – odburknął Damian. Ania wyglądała na zmartwioną, więc dodał, siląc się na trochę milszy ton:

– Jeśli chcesz, to wpadnij do mnie wieczorem. Będę się ogłupiał telewizją po oblanym egzaminie.

– A co dziś leci?

– Nie lubię poniedziałków – odpowiedział, zatrzaskując drzwi.
***

Popołudniowe słońce zalewało kuchnię ciepłym blaskiem. Przez otwarte okno do mieszkania sączył się zapach roślin, które po porannym deszczu zaczęły budzić się do życia. Anna porządkowała notatki, nucąc pod nosem wesołą melodię.

Puk! Puk, puk! Ktoś dobijał się do drzwi. Dziewczyna zerwała się z krzesła i pobiegła w ich stronę. Gdy tylko otworzyła, Damian wskoczył do mieszkania i kilkakrotnie ucałował ją w oba policzki.

– Zdałem! – zawołał, uśmiechając się od ucha do ucha. – Zdałem, wyobrażasz to sobie? Nic nie umiałem. Nic!

– Gratuluję – powiedziała Anna, a oczy jej się śmiały. – Wejdziesz?

– Jasne – zgodził się Damian, usiłując przygładzić rozczochrane włosy. Dziewczyna poprowadziła go w stronę kuchni.

– Cały czas byłam pewna, że sobie poradzisz – poinformowała. – Niepotrzebnie tak się stresowałeś. Trzeba było iść ze mną pobiegać, zrelaksowałbyś się trochę…

– Bieganie nie relaksuje. Bieganie męczy – odparł lakonicznie Damian. Anna rzuciła mu oburzone spojrzenie.

– Ale to przecież przyjemny rodzaj zmęczenia. I zdrowy – zaprotestowała. – W ogóle – sport to zdrowie!

– Tak, na przykład takiemu Kubicy – bardzo na zdrowie to wszystko wyszło – stwierdził niewinnym tonem młodzieniec. Dziewczyna parsknęła z dezaprobatą.

– To się nie liczy. Wszędzie zdarzają się wypadki…

– Masz czekoladę? – Damian zmienił temat. Anna zmarszczyła brwi.

– Że co?

– Czekoladę. Takie słodkie, w kostkach.

– Wiem przecież, kretynie! – obraziła się. – Po co ci ona?

– Muszę się zrelaksować.

– Mówiłam już – mógłbyś pobiegać.

– Masz czekoladę?

– Z kim ja się zadaję? – westchnęła Anna, zaglądając do szafki. – Nie mam. Może być snickers?

– Może – potwierdził, rzucając się łapczywie na batona. Przez chwilę w kuchni słychać było tylko chrupanie.

– Damian?

– Hmm?

– Przepraszam za tego kretyna.
***

Autobus trząsł się i podskakiwał, mimo że ulica zdawała się całkiem równa. W środku nie było prawie czym oddychać. Damian wpatrywał się z utęsknieniem w chłodną mżawkę, siąpiącą za oknem.

– Aniu? – zagadnął po chwili, przenosząc spojrzenie na siedzącą naprzeciwko dziewczynę. Nie podniosła głowy znad książki.

– Tak?

– Jaką ty właściwie dyscyplinę sportu uprawiasz?

– A o czym rozmawialiśmy wczoraj rano?

– O tym, że normalni ludzie śpią.

– O czym jeszcze?

– O tym, że sport nie wychodzi na zdrowie.

– Nie przypominam sobie. Jeśli dążysz do tego, żeby mnie zdenerwować, to już ci się udało. Więc się odczep, zgoda? – warknęła Ania. – Poza tym to było później.

– Wybacz, żartowałem tylko. O tym, że nie pójdę z tobą pobiegać.

– Więc…? – Ania znacząco zawiesiła głos. Damian pokręcił powoli głową.

– Nie wierzę.

– Dlaczego?

– Bo bieganie to lekkoatletyka. A lekkoatletki są brzydkie jak noc. Więc twierdzenie, że biegasz, jest oczywistym kłamstwem – oświadczył uśmiechając się ciepło. Ania wytrzeszczyła oczy, a później podniosła książkę na wysokość twarzy, odgradzając się nią od młodzieńca.

– Pływam – poinformowała zduszonym głosem.
***

Kuchnię wypełniał przyjemny zapach zielonej herbaty. Anna, owinięta grubym kocem, przyglądała się w zadumie ulewie za oknem. Damian szukał czegoś w szafce.

– Oj, Aniu, Aniu… A nie mówiłem? Nie wyszedł ci ten sport na zdrowie – zauważył z cieniem złośliwej satysfakcji w głosie. Dziewczyna chciała się sprzeciwić, ale zamiast tego tylko głośno kichnęła.

– Chcesz soku z cytryny do herbaty? – zagadnął młodzieniec, wycofując się na chwilę z kontrowersyjnego tematu.

– Może być sam sok z cytryny. Stoi w lodówce w dzbanku. Rano wyciskałam, powinien być jeszcze świeży…

– O nie, moja droga. Masz wypić herbatę i się rozgrzać – stwierdził zdecydowanym tonem Damian. – Wyszło na moje, że sport to samo zło, więc teraz mi zaufaj.

– Jaki ty jesteś nieznośnie uparty – jęknęła Anna, przyjmując od niego parujący kubek. – Przecież to przypadek! A poza tym nie mieści mi się w głowie, że można aż tak nienawidzić sportu. Nie powiesz mi chyba, że nawet nigdy nikomu nie kibicujesz. Nie oglądasz skoków Adama Małysza?

– Czasem oglądam – przyznał młodzieniec. – Co nie zmienia faktu, że uważam go za człowieka nierozsądnego. Na skoczni jest zimno, wysoko… I mógł spaść, i się zabić.

– Ale nie spadł! I już raczej nie spadnie. A przynajmniej dożyje w zdrowiu późnej starości, w przeciwieństwie do niektórych.

– Lecz mógł w ogóle nie dożyć nawet wczesnej starości, prawda?

– To tylko głupie gdybanie.

– Czy ja wiem? Co ma wisieć, nie utonie.

– Jesteś nieznośny – burknęła Anna. – To może coś mniej ekstremalnego… Piłka nożna?

– Trochę sensu w niej jest… Mundiale mają odpowiednią atmosferę, nie sposób ich nie oglądać. Ale to jeszcze nie znaczy, że sam chciałbym uganiać się za piłką!

– W szkole też nigdy nie grałeś?

– Grałem. I to sporo. Tyle że to było kiedyś.

– Co to za różnica?

– Zasadnicza. Bo teraz jedyny rodzaj sportów, jaki mógłbym czynnie lubić, to takie w pudełku – zakpił, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów. Anna zacisnęła ze złością usta.

– Zabieraj się stąd z tym paskudztwem – warknęła. Tym razem była nie na żarty rozgniewana. Damian niechętnie wstał z krzesła.

– Jak chcesz. Przyjdę później zobaczyć, czy niczego ci nie trzeba.

– Zbytek łaski. Poradzę sobie – odparła chłodno dziewczyna.

– Nie wierzę.

– Dlaczego?

– Bo taki już mam podejrzliwy charakter – odpowiedział Damian i wyszedł z mieszkania. A gdy zamknął drzwi, dodał sam do siebie:

– Poza tym od czego ma się przyjaciół?
***

Mimo przelotnego deszczu, sobotni poranek zapowiadał się całkiem miło. Był dość podobny do poniedziałkowego, z tą właśnie znaczącą różnicą, że nie był poniedziałek. Poza tym Damian był w o wiele lepszym humorze. I nie spał.

Puk. Puk, puk. Zastukał do drzwi. Po chwili w progu pojawiła się Ania.

– Coś się stało? – zdziwiła się. Damian potrząsnął głową.

– Idę pobiegać. Wybierzesz się ze mną? – zapytał. Dziewczyna spojrzała na niego z osłupieniem.

– Możesz powtórzyć? – poprosiła nieufnym tonem.

– Idę pobiegać. Wybierzesz się ze mną?

– Boże. Cuda się zdarzają – zachichotała Ania. – Daj mi pięć minut.

– Co wywołało tę przemianę? – zażartowała, gdy wychodzili z bloku. Młodzieniec wzruszył ramionami.

– Muszę się czymś zająć, żeby nie myśleć o tym, że rzucam palenie – odrzekł od niechcenia. Dziewczyna stanęła jak wryta.

– Rzucasz palenie?! Kim jesteś i co zrobiłeś z moim przyjacielem? – zawołała zdziwiona. Damian uśmiechnął się nieznacznie.

– To ja, przysięgam! Po prostu papierosy podrożały. Nie stać mnie na takie wydatki – skłamał, uznając, że to nieodpowiedni moment na wyznawanie miłości.

Wolał poczekać, aż przestanie padać.
Pomysł:
A - 1, 2
B - 1, 8

Oba opowiadania są świetne i z pewnością je skomentuję szerzej, kiedy zawisną w dziale ogólnym. Jednak tekst pierwszy wydaje mi się mieć nieco mniej przemyślany pomysł, jest zbyt chaotyczny i gdzieś w trakcie czytania zgubiłam wątek.

Styl:
A - 0,7
B - 1,3

To jest bardzo subiektywny rozdział punktów. W zasadzie powinnam dać po równo, bo błędów nie widziałam, czytało się przyjemnie i lekko, ale... Tekst B ma w sobie jakąś magię, coś, co sprawia, że aż chce się śledzić twórczość autorki.

Realizacja tematu:
A - 1
B - 1

Zrealizowano : )

Ogólne wrażenie:
A - 1
B - 2

W tekście A troszkę się pogubiłam. Chyba nie wszystko załapałam, brakowało mi ciągłości. Jednakże jak już wspominałam, z chęcią przeczytam go, nie porównując do tekstu drugiego, bo po prostu wypada nieco słabiej i to sprawia, że w moich oczach traci, a wiem, że nie jest tego wart. Uff, mam nadzieję, że to zrozumiałe : )
Za to opowiadanie drugie jest niesamowite. Uwielbiam Anię i Damiana, uwielbiam to, że on jest w niej zakochany, uwielbiam to, że dla niej się zmienia i w ogóle. Całe jest po prostu awww <3

Razem:
A - 3,9
B - 6,1

Dziewczyny, gratuluję świetnego pojedynku.


Obiecałam, więc jestem (:

Pomysł:
A-1,5
B-1,5

Oba teksty są ciekawe, wen dopisywał, z tego co widzę. Czyta się lekko i szybko. Chociaż, są także różne, tekst A jest cięższy, podczas gdy B ma ciepły, relaksujący charakter, niemniej oba są dobre.

Styl:
A - 0,5
B - 1,5

Tekst A jest odrobinę chaotyczny, wyłapałam kilka błędów, jedno połknięte słowo. Tekst B zauroczył mnie przyjaznymi dialogami. (:

Realizacja tematu:
A - 1
B - 1

Ogólne wrażenie:
A - 1,3
B - 1,7

Tekst pierwszy zraził mnie dość mocnym językiem, nie przywykłam, by przyjmować wulgaryzmy w formie pisemnej, chociaż może po prostu czytam takie 'grzeczne' rzeczy ^^. Tematyka tekstu A zakrawa mi lekko na delikatny nastoletni melodramat, jak już pisałam wcześniej wydaje mi się odrobinę przyciężki i to mnie męczy. Tekst B wydaje mi się bardziej przyjazny, jednak chyba nie powinnam oceniać z tego punku widzenia.
Dzisiaj naprawdę wybitnie nie mam ochoty na poważne opowiadania, może dlatego, że tak buro i zimno za oknem. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Oba teksty mają potencjał, a jakby wziąć się za tekst pierwszy i ten potencjał trochę wymodelowac, to z pewnością wyszło by coś, czym bym się zachwycała.

Razem:
A - 4,3
B - 5,7

Moja opinia, jest opinią niepiśmiennego laika, więc ja na miejcu żadnej z autorek za bardzo bym się nie przejmowała. Z resztą, ja nie zdołałabym napisać niczego nawet w połowie tak dobrego. Gratuluję obu autorkom!
Ano spróbuję i ja:

Pomysł
A - 1,5 pkt
B - 1,8 pkt

W tekście A zwyczajnie się w paru miejscach pogubiłam, co nie zmienia faktu, że oba teksty są ciekawe i w żadnym razie żadnemu nie zarzuciłabym braku pomysłowości.

Styl
A - 1,7
B - 1,4

A co, się trochę wyłamałam Poważnych, czy rażących błędów nie ma w żadnym z tekstów. Tekst B czyta się lżej, co do tego chyba wszyscy będziemy zgodni. Niemniej w tekście B brakuje mi trochę otoczki. Dialogi są przeurocze, ale jak dla mnie to trochę zaburzona jest równowaga między dialogami, a całą resztą. Jakby było ich troszkę za dużo.

Realizacja tematu
A - 1 pkt
B - 1 pkt

Zrealizowano w obu tekstach.

Ogólne wrażenia
A - 1,2 pkt
B - 1,7 pkt

Mimo wszystko bardziej przemówił do mnie tekst B. Tekst A jak dla mnie zaczął się świetnie, potem trochę wrażenie opadło. Tekst B trzyma się cały czas na tej jednej, dobrej linii. Wulgaryzmy w tekście A nie przeszkadzały mi wcale, ale jakoś bliżsi mi byli mimo wszystko bohaterowie tekstu B.

Razem
A - 5,4 pkt
B - 5,9 pkt

Gratuluję bardzo dobrych tekstów obu Autorkom.
Chyba zapomniałam, jak się ocenia o.O

Pomysł:
A - 1,5
B - 1,5
Tekst A. Pomysł jest, i ten pomysł jest dobry. Podoba mi się. W tekście B również pomysł jest, i również jest on dobry. To tyle na ten temat, nie mam żadnych zastrzeżeń (prócz jednego do A: trochę chaotyczne to wszystko było i się raz czy dwa zgubiłam).

Styl:
A - 0,8
B - 1,2
Jak czarne włosy, to brunetka. Brązowe - szatynka. To, jeśli chodzi o poprawność w tekście A. Parę braków spacji, raz brak przecinka. W B jedynie zgubiona literka i też brak przecinka (spytał, uśmiechając się). Tyle na temat samych błędów, bo jeśli chodzi o styl i lekkość czytania... Język w tekście A był... mocny. To chyba ze względu na przekleństwa. Jak się czytało? Ano w porządku, tyle powiem. Szybko i w miarę lekko. Natomiast B... Jest uroczo, dialogi dobre i zalatywały mi... romantyzmem, o, ale trochę opisów brakowało. I muszę przyznać, że jednak tekst B czytało się nieco lepiej, bo był właśnie taki lekki i lepiej przyswajalny. W A irytowała mnie rozmowa o snookerze, z której i tak nic nie zrozumiałam. Punkty rozdzielam z niewiele większą korzyścią dla tekstu B. Ach, muszę dodać, że w A zauroczył mnie fragment opisujący reprodukcję Caravaggiego. Bo Serinka reprodukcje bardzo, bardzo lubi.

Realizacja tematu:
A - 0,9
B - 1,1
W tekście A nie zauważyłam jasnego przesłania, że sport to zdrowie. Było coś o potrzebie uprawiania sportu, ale z tego nie wynikało jasno, że sport to zdrowie. Poza tym jednak wszystko spełnione.

Ogólne wrażenie:
A - 1,2
B - 1,8
Hm, tekst A był dobry, ale od tekstu B bije takie ciepło, radość i prawdziwe przesłanie, że sport to zdrowie. Polubiłam Damiana, a Anię w szczególności. W A nikt mi szczególnie do gustu nie przypadł. Porównując oba teksty, ten A przy B wypada słabiej, ale jednocześnie nie twierdzę, że jest zły. Jest dobry, ale inny, a mnie do gustu przypadł tekst B.

Suma:
A - 4,4
B - 5,6

Gratuluję Kirankowi i Tinusiowi, bo teksty były bardzo ładne.
Dopełniam obietnicy.

Pomysł:
A - 1,5
B - 1,5

Uważam, że oba teksty zostały dobrze wymyślone. Co do wykończenia pomysłu to już inna sprawa, ale w tym punkcie nie będę się wgłębiać w szczegóły.

Styl:
A - 0,8
B - 1,2

Drugi tekst przyjemniej mi się czytało, o wiele płynniej. Myślę, że wydarzenia w nim przedstawione lepiej do siebie pasują niż te z tekstu A, następują po sobie w logiczniejszy sposób. W tekście pierwszym momentami się gubiłam. Do tego utwór A zawierał kilka błędów. B też nie był od nich całkowicie wolny, ale znalazłam ich mniej niż w A. Poza tym ilość wulgaryzmów w pierwszym utworze jest, zdaje mi się, trochę przesadzona. Nie pasuje mi zupełnie. Może gdyby parę ich wyciąć byłoby lepiej? Piszę tu z pozycji estetki, wulgaryzmy w przyzwoitych ilościach i odpowiednich miejscach lubię czytać. Ale, powtarzam: gdy są we właściwym miejscu i odpowiedniej proporcji.

Realizacja tematu:
A - 1
B - 1

Sądzę, że wszystko jest :]

Ogólne wrażenie:
A - 1
B - 2

Tekst B zwyczajnie bardziej mi się podobał. Nic dodać, nic ująć. Mam nadzieję, że nikt nie czuje się z tego powodu pokrzywdzony, to tylko moja subiektywna opinia.

Razem:
A - 4,3
B - 5,7

Wow, wyszło mi tak samo jak Isenie. To nie było zamierzone, jeśli ktoś by się pytał.

Gratuluję obu tekstów i Wena życzę!
Uroczyście oświadczam, że wygrał tekst B autorstwa Tiny Latawiec.

Punktacja wyglądała następująco;
tekst A; 21,1
tekst B; 29

Serdecznie gratuluję.