, [M] Alteryjskie szczęście ďťż

[M] Alteryjskie szczęście

Kto tam jest w środku?
Idąc za radą Marysi, wklejam moje wcześniejsze "dzieło". Dla niektórych może wydać się przesłodzone, ale o to właśnie mi chodziło - o taki idealizm.

Alteria to kraina wysokich gór i nieskazitelnych rzek, połyskujących w świetle słonecznym wodospadów oraz pięknych, zielonych łąk. Wydawałoby się, że w takim krajobrazie życie popada w idealizm i wieczne szczęście. Nie byłoby jednak prawdą, gdyby któryś z ludzi odwiedzających to miejsce potwierdził te wiadomości. Bo to tutaj trafiają ludzie, którzy nie potrafią poradzić sobie ze smutkiem. Zaczynają tu nowe życie, spokojne i pogrążone w melancholijnej radości. Także Magda tutaj trafiła. O niej właśnie będzie na historia…
***
Magdalena Górska – to nazwisko wykaligrafowane było na ogromnej, marmurowej tablicy wtopionej w skałę. Kiedy tylko umieszczoną ją tam i znikły wszelkie ludzkie ślady, na horyzoncie, od wschodniej strony świata, zamajaczyła sylwetka drobnej, średnio wysokiej dziewczyny. Gdy podeszła bliżej, widoczne już były jej jasnobrązowe, rozwiane na wietrze, włosy. Po pięknej, wolnej od niedoskonałości, twarzy spływała łza. Ubrana była w czarną tunikę, płaszczyk tego samego koloru i szare spodnie. W jej ręce można było ujrzeć niewielką, czarną walizkę. Dziewczyna rozejrzała się wokoło i widząc wypisane na tablicy nazwisko, dotknęła jej ręką, a na jej twarzy widać było zdziwienie.
- Magdalena Górska. Chyba ja się tak nazywam… - słychać było jej szept.
Za chwilę, w jednym momencie, dziewczyna zabrała rękę z tablicy i ruszyła biegiem w dół łąk porastających skałę. Na samym dole ujrzała niewielką, ale zadbaną chatkę. Kiedy podeszła bliżej, przekonała się, że jest pusta. Na drzwiach widniała ta sama tablica – Magdalena Górska.
Pchnęła drzwi i weszła do środka, zostawiając przed chatką całe zło, jakie spotkało ją ostatnimi czasy.
***
Magda weszła do chatki i usiadła ciężko na drewnianym krześle umieszczonym pod ścianą. Z walizki wyjęła stary, gruby zeszyt i położywszy go na stole, zaczęła pisać.
Piątek.
Nie wiem czy potrafię opisać to, co się we mnie dzieje. Wciąż nie mogę zapomnieć bólu i smutku, który czułam, gdy poznałam tragiczne wieści. Zostałam sama – bez rodziny, pieniędzy, przyjaciół, domu… Ale będzie lepiej, obiecałam to sobie.
Chyba dlatego trafiłam tutaj – aby było lepiej. Od dzieciństwa opowiadano mi o niej historie – Alteria, kraina zapomnienia – mówiono.
A ja nie wierzyłam im, aż nie przyszło mi się samej przekonać.
Za chwilę się położę. Chcę zapomnieć. Zapomnieć o tym co sprawia mi ból…
Kiedy skończyła ostanie słowo, odłożyła długopis i ruszyła w głąb domu. W następnej izbie ujrzała łóżko, fotel, biurko i biblioteczkę, na której leżało parę książek. Szybko zdjęła z siebie płaszcz i schowała się pod kocem, leżącym na posłaniu.
***
Następnego dnia dziewczyna obudziła się o świcie. Nie miała ochoty na śniadanie, ale wyszła na zewnątrz, chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza. Widok porannej rosy na łąkach, wschodu słońca i krajobrazów rozpościerających się wokoło, znacznie poprawił jej humor. Zdjęła ciężkie buty i zaczęła boso chodzić po trawie. Jej lekka sukienka i rozpuszczone włosy powiewały na wietrze, a ona po raz pierwszy od czasu tragedii czuła, że jeszcze potrafi żyć i cieszyć się drobnostkami. W końcu upadła na trawę i położyła się na niej. Czuła, że odpływa z niej cały smutek, jaki ciążył na niej od miesiąca. Obserwując roślinność wokoło niej, ujrzała młodą jabłoń, z której mogła zerwać jabłko bez wstawania. To też uczyniła. Delikatnie kwaśny smak jabłka rozpłynął jej się w ustach, co jeszcze bardziej poprawiło jej humor, gdyż do takiego smaku tęskniła przez lata, odkąd jej rodzice musieli sprzedać jednorodzinny dom z sadem, gdyż nie mieli pieniędzy na jego utrzymanie.
Kiedy tylko skończyła jeść, wstała i pobiegła ku opartemu o ścianę domu rowerowi. Wsiadła na niego i pojechała dróżką prowadzącą przed siebie – nie wiedziała dokładnie gdzie, ale nie przejmowała się tym, bo nagle popadła w błogi stan szczęścia i spokoju. Po dziesięciu minutach okazało się, że droga prowadzi do miasteczka. Było tutaj dość pusto, jednak dziewczyna dostrzegła młodzieńca, opierającego swój rower o ścianę jednego z budynków. Uczyniła to samo i przywitała się z nim:
- Witaj, jestem Magda. A ty, kim jesteś? I co tutaj robisz?
Chłopak, słysząc jej głos, uśmiechnął się leciutko.
- Witaj Magdo. Ja jestem Marcin, przybyłem tutaj nie potrafiąc pogodzić się z ruiną mojego życia zawodowego. Pochłonięty pracą straciłem radość, przyjaciół, zainteresowania. Tu właśnie tego szukam. A ty, czego tutaj szukasz?
Oboje usiedli na ławce stojącej obok. Dziewczyna westchnęła i odważyła się powiedzieć:
- W moim życiu wydarzyła się tragedia, która zabrała mi wszystko. Nie potrafiąc o niej zapomnieć, udałam się tutaj. Nie wiem kiedy znalazłam drogę prowadzącą do Alterii…
- To nie ty ją znalazłaś, lecz ona znalazła ciebie. Kiedy tracisz najważniejsze, ta kraina przywraca ci życie, chęci, radość. Wielu popada w te same przyzwyczajenia i wraca do domów, popełniając te same błędy. Ja jednak nigdy nie wrócę, zostanę tutaj. Na razie zajmuję się badaniem każdego miejsca i szukaniem przyjaciół, a jeśli ich znajdę, nic mnie nie będzie tam trzymać.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego.
- I ja szukam przyjaciół. Na razie zaś spotkałam tylko ciebie i chciałabym byś kiedyś został moim przyjacielem.
- Być może potrafię spełnić twoje marzenie. Ale tylko wtedy, kiedy mi na to pozwolisz…
- Chodźmy na łąkę, ku czystej zieleni! – odpowiedziała na to, śmiejąc się. Wtedy Marcin wiedział już, że chce mu na to pozwolić. Złapał ją za rękę i śmiejąc się, zaproponował:
- Na łące na pewno już byłaś. A nad wodospadem jeszcze nie, prawda? Udajmy się tam, pokażę ci najpiękniejszy wodospad na świecie!
Ruszyli biegiem, zostawiając za sobą miasteczko, nie martwiąc się o pozostawione rowery.
Bo tutaj przecież nie trzeba się o nic martwić…
***
Marcin siedział na bujanym fotelu przed chatką i wspomniał pierwsze spotkanie z Magdą.
- Tyle się od tego czasu zmieniło… - pomyślał. – Zdążyliśmy się zaprzyjaźnić, a ja zdążyłem się w niej zakochać… Tylko czy ona kocha mnie?
Wstał z fotela i spojrzał na wodospad migający w oddali. Udał się tam, a zbliżając się przez las, usłyszał delikatny głos Magdaleny.
- Wiesz, Marcin mi się naprawdę podoba… My jednak wciąż jesteśmy przyjaciółmi, nie wiem jak by na to zareagował… - kiedy doszedł bliżej, ujrzał dziewczynę obok Selfar, jej oddanej klaczy.
- Nie musisz się o niego martwić, moja Magdaleno. – objął ją od tyłu. Zaskoczona dziewczyna odwróciła głowę. Widząc w jego oczach miłość i radość, pocałowała go lekko.
- Kocham cię. – szepnęła jeszcze, nim ukochany wziął ją na ramiona i zaniósł do chatki.
***
Od wydarzenia nad wodospadem minęły dwa miesiące. Magda siedziała na łące i pisała w swoim zeszycie.
Poniedziałek.
Patrzę na mój pierwszy alteryjski wpis i dziwię się samej sobie. Pamiętam smutek, ale nie zdaję się z niego sprawy. Bo oto poznałam słodki smak miłości, poczułam, jak to jest być szczęśliwym. Wypada mi więc dopisać do tej historii szczęśliwe zakończenie.
Od chwil nad wodospadem, kiedy wyznaliśmy sobie miłość, jestem z Marcinem. Na mojej twarzy zawsze gości uśmiech, tragedie stały się mniej ważne. Nauczyłam się żyć i zawdzięczam to właśnie jemu…
- Magdo, Magdaleno! – słysząc wołanie ukochanego, pobiegła na wzgórze, gdzie właśnie stał. Ujrzała wykute w skale słowa – Magdalena i Marcin Bursztyn.
Za plecami usłyszeli czyjeś kroki. Był to ksiądz.
- Dowiedziałem się… – zaczął – że zamierzacie się pobrać, gdyż wasza miłość jest wielka. Czy to prawda?
- Oczywiście. – odpowiedzieli zgodnie, razem. Bez wątpliwości, smutków, zadumań.
***
W dniu ślubu w Alterii pojawili się szczególnie goście. Kiedy Magdalena zakładała suknię ślubną, do jej chatki weszła jakaś osoba. Dziewczyna podniosła głowę.
- Mamo! – zawołała. – Jesteś ze mną! Żyjesz!
Kobieta odpowiedziała uśmiechem i uściskała córkę.
- Nie mogło mnie nie być, jestem twoją mamą.
Te słowa zapadły jej w pamięci również podczas ceremonii. Odbyła się ona w pięknym kościele. W ławkach zasiedli wszyscy ci, których pojawianie się zwiastowało szczęście. Także oni zostali na zawsze razem. W Alterii.
W ten sposób Magda dopisała szczęśliwe zakończenie – spełniając je we własnym życiu. Wiedziała, że to nie sen, nie będzie musiała się budzić. Bo ofiarowano jej szczęście. Takie, którego nie można odebrać – rodzinę.


ARGH! <chwyta się za głowę>

Tylko spokojnie, tylko spokojnie...

A więc tak. Po pierwsze przydałaby Ci się beta. I to dobra. Bo niektóre konstrukcje zdaniowe są nie na miejscu. Do tego zamieniasz wyrazy. Na przykład zamiast 'siebie' piszesz 'się'. To jest nie do zniesienia po prostu! Po drugie: historia ma potencjał, ale jest za słabo rozwinięta. Nadawałaby się spokojnie na przynajmniej kilkudziesięciostronicową książkę, a nie na takie króciusieńkie opowiadanko. Wydarzenia 'skaczą'; zanim czytelnik połapie się, o co chodzi w danej scenie już musi przejść do następnej. Okropne to jest. Co poza tym? Te rzeczy są na tyle duże, że zasłaniają sobą mniejsze błędy. Których też jest co niemiara. Nie ma nic o tej 'tragedii', jedynie mogę się domyślać, że w jakimś wypadku zginęła rodzina Magdy. Do tego poznanie Marcina... Dialogi trochę w stylu podstawówki, nie uważasz? Ten tekst powinien jeszcze trochę poleżakować, potem zostać dogłębnie poprawiony, znowu odłożony na jakiś czas i jeszcze raz poprawiony. W tej formie jest niezdatny do spożycia. Przynajmniej dla mnie.

Liczę, że Twój następny tekst będzie prezentował już wyższy poziom, bo obawiam się, że sobie nie poradzę z kolejną 'podstawówką'.

A.
Zacznę od tego, że to opowiadanie podoba mi się o wiele bardziej niż Kraina Świąt Dziecięcych. Miałaś o wiele lepszy pomysł. Fajnie się czyta ten tekst, nie jest jakoś zawikłany, ale jest jednak przeskok akcji. Może lepiej by było napisać, że mijały lata albo coś w tym stylu? No i, dlaczego w tej krainie było tak mało ludzi? Wydaje się zupełnie opustoszała, zupełnie, jakby żyli tam tylko Magda i Marcin. No i ten ksiądz... Skąd się tam wziął? Warto by było wszystko trochę powyjaśniać. :] Tak samo, jak wyjaśnić, skąd do Alterii przybyli ci goście i jak znalazła się tam mama Magdy, bo też nie za bardzo wiadomo.
Aha, nie podoba mi się nazwisko Marcina. Już chyba lepiej by było wymyślić coś innego niż Bursztyn. xD Ale się czepiam.

Ogółem: przyjemne, optymistyczne opowiadanie. Wreszcie coś innego, a nie tylko te pesymistyczne, mroczne_i_złe teksty, które zwykłaś pisać.

Witaj Magdo. Ja jestem Marcin, przybyłem tutaj nie potrafiąc pogodzić się z ruiną mojego życia zawodowego. Pochłonięty pracą straciłem radość, przyjaciół, zainteresowania. Tu właśnie tego szukam. A ty, czego tutaj szukasz?
W moim życiu wydarzyła się tragedia, która zabrała mi wszystko. Nie potrafiąc o niej zapomnieć, udałam się tutaj.
A poza tym ja jestem wielką przeciwniczką patosu, a przykład powyżej utwierdza mnie w tym przekonaniu. Pewnie miałaś ochotę jakoś mnie poruszyć, ale wywołałaś tylko pusty śmiech.
Za szybko przeskakujesz z jednego miejsca na drugi. Świat przedstawiony - u ciebie coś takiego nie istnieje. Jest tylko łąka, wodospad, chatka, a to wszystko w Alterii. Nic, ani żadnej historii, ani innych postaci, które zapoznałyby nas z krainą. Tutaj nie tyle potrzeba tygodniowego odleżenia, tylko półrocznego. Kiedy postawisz kolejny krok w pisaniu i popracujesz nad stylem, sama będziesz się śmiać z tego tekstu. Bo w zasadzie jeszcze chyba nie czas, żeby publikować. Spokojnie wprowadź czytelnika w swój świat, nikt cię nie goni. Dużo pisz i czytaj, nie poddawaj się, ale chwilowo wstrzymaj się z publikacją. Tyle.
Pozdrawiam,
Kiran