, Obozowanie - palenisko ďťż

Obozowanie - palenisko

Kto tam jest w środku?
Hej,
przygotowując sie do nowego sezonu rzucam na przemyślenie pare kwestii obozowych. I specjalnie tworze nowy temat, bo chodzi mi tu o palenisko a nie o gary itp.
Ponieważ na niektórych imprezach (nie na wszystkich będzie się dało i będzie się chciało) będziemy korzystać z garnków glinianych i wymagają one zupełnie innego typu paleniska.
Gotując w glinie korzysta się głównie z żaru, a nie z płomienia tak jak w przypadku gotowania w kotle. Więc należy sie tu wykazać umiejętnością uzyskania żaru i utrzymania go przez dłuższy czas, ewentualnego dodawania go w odróżnieniu od dorzucania do ognia polan drewna.
Palenisko takie wymaga także izolacji od podłoża. W galerii znajdziecie moje propozycje palenisk. Palenisko niecka jest opisane przez H i P. Lis w Kuchni Słowian. Palenisko Skrzynka - jego minimalna wersja, jest podejrzane ze strony osady krajeńskiej. Zdjęcia i schematy są w galerii.
Pierwszy wymaga zbierania kamoli, drugi wozenia desek..co myslicie?
Jak na tym widzicie zwykłe małe kociołki, misy sląskie?



Hej!
Rozmawiałam ostatnio z dr P. Rzeźnikiem, specjalistą z ceramiki wczesnośredniowiecznej u mnie na archeo. Stwierdził, że raczej nie stawiano garów na żarze, dlatego że nie ma śladów przepaleń na dnach. Według niego stawiało się co najmniej 2-3 naczynie obok siebie i palono między nimi mały ogień. Kształt garów pozwalał na rozpalenie miedzy nimi płomienia, a ciepło unosiło się do góry i ogrzewało brzuśce naczyń. Naczynia prawie się stykały i trzeba było je co jakiś czas obracać. Na takie postępowanie wskazują ślady właśnie na brzuścach. Moim zdaniem, możemy przetestować obie metody i zobaczyć co z tego wyjdzie.

Zrobię rysunek bardziej obrazowo pokazujący, o co chodzi i Wam wyślę.

Pozdrawiam,
Jofridd

W chatkach we Wrocławiu palenisko było też wylepiane plackiem gliny jak pamiętam. Dra Rzeźnika jak najbardziej warto nagabywać, bo nie tylko spec od ceramiki, ale zajmował się Ostrowem Tumskim.
Co do gotowania, to "na żarze" nie musi znaczyć dosłownie stawiania na nim garów. Ja bym widział coś będącego zarówno użyciem żaru jak i paleniem małego ognia. Podpatrzyłem to też na Wolinie razu pewnego: dziewczę mając już rozpalony ogień z którego było powstało nieco żaru rozgarnęło to wszystko stawiając gary w zasadzie na ziemi (a więc będzie brak przepaleń na dnie) i osypując je rozgarniętym ogniskiem. Potem do "osypiska" dodawała jakieś nieduże szczapki, co by podtrzymać temperaturę, bo żar bez choćby małego ognia będzie powoli, bo powoli, ale jednak stygł. A zagotowanie np 5 l. wody nie mówiąc o utrzymaniu jej w stanie gotowania się wymaga odpowiedniej ilości ciepła i czasu. Więc bez palenia małego ognia się nie obejdzie, z kolei żar pozwoli na zmniejszenie spadku temperatury gdy ognień przygaśnie. Ja sam tak gotuję wodę w glinianym kubku: stawiam na ziemi/ w popiele na skraju ogniska, żeby wyzyskać jego ciepło, osypuję boki żarem i dokładam co jakiś czas małe patyczki dla podtrzymania temperatury żaru i jego ilości (wszak się wypala). Więc zarówno używam ognia, ale i gotuję na żarze. Obejrzę dziś kubek, ale jak pamiętam, to ślady pasują właśnie do opisu dra Rzeźnika.

Hej,

No właśnie, macie racje. Pisząc żar miałam na myśli żarzące się kawałeczki drewienek, nawet lekko palące taki mikro płomień, bo sam żar rzeczywiscie nie da rady. Pisząc żar chciałam go odróżnić mocno od znanego nam ogniska, czyli chula chula wielki płomień.
No i ten doktor ma racje, nie ma potrzeby stawiac garnka na żarze, wystarczy garnek "opatulać".
Juz sie nie moge doczekać pierwszych testów. Pan H. od garnków coś zasnął chwilowo
A jak myslicie, które palenisko jest łatwiejsze do wykonania i ciekawsze?



Takie w formie skrzyneczki to chyba więcej roboty, bo trzeba mieć deski, jakieś paliki do ich usztywnienia, coś do wypełnienia. Łatwiej już chyba zrobić nieckę. W każdym razie jak widziałem to ludzie gotowali bez izolacji podłoża i dawało radę.

No jasne, że da rade, ale pytanie czy izolując od podłoża nie zmniejszamy strat ciepła. Tak głosno mysle, na ten rok to i tak wiele założeń. Na testowanie zostawiamy sobie kolejne lata
Mnie kręci skrzyneczka, jest bardzo funkcjonalna i przypomina mini-kuchnie. E tam deski! Cztery wiecej nie zrobi różnicy i tak jeżdżę z łodziowymi

Nawet w niecce bez żadnego dodatkowego podłoża strat ciepła nie powinno być, bo ciepło ucieka do góry zgodnie z prawami fizyki. Ważne, żeby grunt nie był mokry. Po wykopaniu niecki trzeba trochę odczekać i powinno być dobrze.

No i się okazało, ze wystarczy zwykla niecka nieizolowana niczym od podłoża.
Ale apropo wypieku chleb pod kopułką: nalezy odgarnąć żar, pozostawiając nagrzaną ziemię, wypiek zawinąć w liście chrzanu, kapusty i przykryć kopułką, którą to zakrywa się tym, co sie jeszcze żarzy. Nie ma potrzeby kopania dołka...-rady do Helfiego. No to super, następnym razem nie wyjdzie nam spalony zakalec...i tak uważam było super...

No i się wkurwiłem...

Moje uczucia jako energetyka zostały urażone...prawie religijnie!

1. Żar się pali, a nie stygnie...może co najwyżej zgasnąć lub przygasnąć.
Materiał organiczny pod wpływem odpowiednio wysokiej temperatury ulega pirolizie i w warunkach dostępu tlenu produkty pirolizy ulegają spaleniu.
Podczas pirolizy materiał organiczny rozkłada się na lotne związki palne (gaz palny), które się palą pod postacią płomienia; smołę, która się pali pod postacią płomienia zaraz po tym, jak odparuje (bo to ciecz jest); koks (czyli czysty węgiel: np węgiel drzewny), który się pali pod postacią żaru właśnie (płomienia z tego nie ma nic, ale gruba większość ciepła pochodzącego ze spalania rodzi się właśnie tu !!! ); oraz popiół (który się nie pali wcale...choć potrafi się spiekać w aglomeraty półmetalowe/ceramiczne np żużel itp), który tylko stygnie właśnie...

Nota-w-błonę: jeśli się pirolizę wykona w warunkach beztlenowych, to te produkty można uzyskać i wykorzystywać (smoła, dziegieć, węgiel drzewny, tzw. prażony len, Holzgas - niektórzy wiedzą, że podczas wojny jeździły na tym pojazdy).

2. Ciepło nie leci w żadną górę...tylko leci tam, gdzie leci...
W górę to leci podgrzane powietrze (bo cieplejsze powietrze ma mniejszą gęstość, niż zimniejsze).
W przypadku naszego paleniska oczywiście ciepło będzie zapierdalać w grunt...bez wątpienia zastosowanie podkładu pi razy drzwi izolującego pozwoli nam uzyskać wyższą temperaturę w centrum paleniska i sprawi, że wszystko będzie się lepiej palić. Wynika to stąd, że do palenia potrzebne jest spełnienie kilku warunków: materiał palny musi mieć odpowiedni dostęp tlenu, całość musi mieć odpowiednią temperaturę minimalną (gaz ma niższą, koks ma wyższą).

Idealne warunki spalania buduje się w piecach: idea jest taka, żeby ciepło produkowane w wyniku spalania po pierwsze zapewniło ciągłość dalszego spalania (utrzymując temperaturę paleniska powyżej minimalnej temperatury), po drugie, żeby efektywnie użyć ciepło do założonego celu (np ogrzewanie zawartości garnka).
Aby zapewnić tą minimalną temperaturę paleniska izoluje się piece z każdej możliwej strony, a paliwo i tlen dostarcza odpowiednimi przewodami.
W naszych polowych warunkach możemy co najwyżej izolować spód paleniska i troszkę boki (ale tak, żeby się dało dodawać paliwo i aby tlen sam się zapraszał do środka - bo nikt nie ma ochoty dmuchać - tym bardziej, że powietrze z płuc ma mniej tlenu...).

WNIOSEK: izolować spód jeśli się tylko da!!!

Garnki stawiać na tej warstwie izolacyjnej (nie na żarze, bo raz że się mogą przepalać, dwa, że ogranicza to dostęp tlenu)...dobrze, żeby najbliższą wnętrza paleniska warstwą izolacyjną były płaskie kamienie (są stabilne i nieźle się potrafią nagrzać). Poniżej kamieni mogą być drobniejsze kamienie, żwir, wreszcie piasek, glina...

Najgorsza jest mokra ziemia...bo raz, że przekazuje dobrze ciepło wgłąb ziemii...a dwa, że paruje, co zabiera mnóstwo energii i zwiększa jeszcze możliwości przekazywania ciepła materiałom niepożądanym...

UFFF...ulżyło mi trochę...

Co by tu jeszcze?

No może to, że sterta większych kamieni robi warstwę przepuszczającą powietrze...trwa to dość długo...aż się to całkiem zabije popiołem...ale trwa to jednak...czego ziemia o sobie powiedzieć nie może...robi się taki lekki ruszcik...popiół przeszkadza w ciągłym paleniu, więc z braku możliwości zbudowania porządnego rusztu nawet taka namiastka to już coś...

Kolejna rzecz: kamienie mają dużą pojemność cieplną, więc jak się już nagrzeją porządnie, to bezwładność termiczna paleniska rośnie i nawet, jak się chwilowo spieprzy ogień, temperatura strasznie nie spada...i można się nie tylko grzać przy palenisku nadal, ale jeszcze można nawet gotować na tym...
Taki zresztą jest patent na saunę właśnie: długo po tym, jak płomień w palenisku sauny zgasł i żar został z popiołem wyniesiony...kamienie są gorące...nie ma dymu, a gorące kamienie są i można się bawić w parówkę...

Dobra...koniec pitolenia...

Cinku, wszystko to piękne, ładne i spoko, ale czy masz dowody na historyczność takiego postępowania? Sama sauna, to sauna, ale polowe paleniska?

Taki dżocik ultraśny spod znaku literki C

W takim przypadku potrzeba osobnego ogniomistrza! Który nie dość, że motorykę ognia zna to i na palenisko nie naleje po pijaku:)

Cinek po wykładzie mam jedno pytanie,czy możemy rozpalić ognisko czy nie?

możecie...ale po cichu

Lepiej się do ognia nie pchajcie, bo jeszcze sobie rączki sparzycie Co do sposobów rozpalania ognia i ustalania stosów, to z Siemiłem i Nażyrem opanowaliśmy ultrahistoryczny sposób na rozpalanie ognia. Typologia stosów - w zależności od zastosowania - dostępna w mojej głowie