, [M] Testament mój ďťż

[M] Testament mój

Kto tam jest w środku?
Szukając na dysku czegoś całkiem innego, trafiłam przypadkiem na to. Napisałam to już ze trzy miesiące temu, ulegając szantażowi, a potem kompletnie zapomniałam wkleić. A szantażysta, nie wiedzieć czemu, się nie upomina. Błąd, bo należy się upominać. Moja pamięć składa się głównie z dziur.
Wiem, że tematyka tego czegoś jest zła i pokrętna, ale to nie moja wina. To wszystko przez mojego ulubionego wieszcza narodowego, ot co.

Testament mój

– Pssst! Śpisz, Faramirze?
– Owszem, śpię. Więc o cokolwiek ci znowu chodzi, będzie to musiało poczekać do rana.
– Nie może! Rano prawdopodobnie będzie już za późno.
– Bo…?
– Bo całkiem możliwe, że nie dożyję świtu.
– Co proszę?!
– Dokładnie to, co słyszałeś. Umieram, braciszku.
– Jakie znowu…? Ale… Co ty znów wymyśliłeś?!
– Niczego niestety nie wymyśliłem. Informuję cię po prostu o tej przykrej okoliczności. I szczerze mówiąc, czuję się nieco urażony, że mój własny brat nie jest w stanie mi uwierzyć, nawet gdy mówię śmiertelnie poważnie. Przy czym, chociaż ty zapewne znalazłbyś jakieś fikuśne słowo określające, czego użyłem, mówiąc śmiertelnie, to…
– Boromirze, do licha ciężkiego! Przestań w końcu bredzić i powiedz, co się dzieje!
– Przecież właśnie mówię. Zostałem ranny i rana ta zdaje mi się śmiertelna.
– Idę po medyka.
– Siedź! Medyk mi już nie pomoże, więc wolę wykorzystać czas, który mi pozostał, by po raz ostatni porozmawiać z bratem.
– Jak… Jak to nie pomoże? Dlaczego?
– Zwyczajnie. To wszystko przez Maladorna. Przez Maladorna, który po tylu aktach łaski i odpuszczonych przeze mnie winach, wbił mi nóż plecy. Dosłownie. Znaczy – prawie dosłownie. Bo nie nóż, a sztylet i nie w plecy, a pod obojczyk. I na dobrą sprawę nie wbił, a zadał cięcie, ale poza tym…
– Boromirze. Błagam.
– Dobrze, już dobrze. Zranił mnie zatrutym ostrzem. Ot, i cała historia.
– O rany… Ostrzeż mnie, kiedy następnym razem najdzie cię ochota na takie głupie żarty, dobrze? Bo prawie ataku serca przez ciebie dostałem.
– Jakie żarty?! Mówię poważnie. Rozumiesz, braciszku? Śmiertelnie poważnie. Z grobową miną. Jestem ranny. Krwawię i umieram.
– Umarła to twoja zdolność trzeźwej oceny sytuacji. Ale to było już jakiś czas temu.
– Bardzo zabawne. Widzę, że nadzieja na znalezienie u ciebie zrozumienia i wsparcia w tych ostatnich chwilach była złudna, bo i ty wbijasz mi nóż w plecy, tyle że metaforyczny.
– A ja widzę, że stan agonalny służy zasobowi twojego słownictwa. Pokaż tę ranę.
– Obejdzie się. Bez łaski. I tak już to niczego nie zmieni.
– Nie, nie obejdzie się. Pokaż… Uhm, faktycznie trochę cię drasnął. Lecz zdarzało się, że przy poważniejszych urazach wykłócałeś się, że jesteś w pełni zdrów. A już na pewno nie nazwałbym tego śmiertelną raną.
– Wiem, że nie jest głęboka. Ale jest zatruta. Zatruta! Znasz to słowo czy zasób mojego słownictwa polepszył się kosztem twojego?
– Nie, Boromirze, nie jest zatruta. Nie wiem, jak wpadłeś na ten pomysł, ale jest absurdalny.
– Nieprawda! Czuję, jak trucizna rozchodzi się po moim ciele. Ale tobie oczywiście wydaje się, że wiesz lepiej.
– Bo wiem. Przestań się szarpać i siadaj. Idę po bandaż, trzeba to mimo wszystko opatrzyć. I po wino.
– Po wino? Więc to jest twoja taktyka! Nie masz odwagi powiedzieć mi prawdy prosto w oczy, ale w głębi ducha wiesz, że to już koniec, i chcesz umilić mi te ostatnie chwile.
– Chciałbyś. Idę po wino dla siebie. Bo jeszcze mi się ręce trzęsą przez te twoje rewelacje.
***

– Więc kiedy już zatrzaśnie się nade mną wieko trumny…
– Za jakieś sześćdziesiąt lat albo i więcej…
– Najdalej za sześćdziesiąt godzin. Przykro mi, Faramirze, ale musisz się zmierzyć z tą bolesną prawdą – wkrótce to ty będziesz spadkobiercą Namiestnika.
– Przykro mi, ale to ty musisz zmierzyć się z bolesną prawdą – nie umierasz.
– Cicho bądź, chyba wiem lepiej, co? Skoro mówię, że wróg mój śmiertelny – śmiertelny! – dźgnął mnie ostrzem zatrutym, to właśnie tak było.
– Tak? W takim razie jestem niezmiernie ciekawy, skąd wiesz, że było zatrute.
– Bo Maladorn sam mi o tym powiedział.
– Ach tak? Rozwiń, proszę, tę historię, bo zaczyna się robić fascynująca.
– Bo widzisz, braciszku…
– Ale nie aż tak. Poproszę jednak wersję skróconą.
– Jak wolisz. Może to i lepiej. W końcu dłuższej mógłbym nie zdążyć skończyć…
– Bo wcześniej upiłbyś się do reszty. Owszem, to możliwe.
– Wzruszające, z jakim uporem odsuwasz od siebie myśl, że twój ukochany brat wkrótce legnie w grobie.
– Zadziwiające, z jakim uporem mój ukochany brat usiłuje się do tego grobu wpakować. Powiesz mi w końcu, co się wydarzyło?
– Nie. Nie mam zamiaru w ostatnich chwilach życia rozmawiać o Maladornie. Mowy nawet nie ma!
– Skoro tak stawiasz sprawę, pozwól, że udam się z powrotem na spoczynek, tobie zostawiając czas na godne przygotowanie się do spoczynku wiecznego. I znalezienie wystarczająco wysokiego katafalku, by nie dosięgła cię na nim Inela. Bo kiedy zorientuje się, że znów wypiłeś całe wino z kuchni, trumna może okazać ci się rzeczywiście przydatna.
– Obaj wypiliśmy, nie oczerniaj mnie tutaj! O zmarłych dobrze albo wcale!
– Wybieram opcję numer dwa i idę spać. Dobranoc.
– Wracaj tutaj natychmiast!
– Po co?
– Ktoś musi przecież wysłuchać mojej ostatniej woli. Testamentu już nie zdążę spisać.
– Zaraz oszaleję.
– Wiem, że to dla ciebie bolesne, ale musisz to mężnie znieść, Faramirze. Pamiętaj – przyszły Namiestnik nie może płakać ani szaleć z rozpaczy.
– Nigdy?
– Nigdy. Chyba że ktoś rozsmarowuje jego krew po bruku, oczywiście.
***

– …zaś mój miecz chcę mieć przy sobie. Nie oddam. Ręce precz! I dotyczy to również ojca.
– Już widzę, jak zdołam go przed czymkolwiek powstrzymać.
– Zdołasz. Będzie zbyt zdruzgotany, by protestować. Co przypomina mi, że dobrze by było, gdybyś spróbował wykorzystać tę okoliczność i ugrać też coś w kwestii pogrzebu. Nie znajduję pompatycznych pochodów zabawnymi, wolałbym coś bardziej kameralnego. Najlepiej by było po prostu wyciąć serce, spopielić, zamknąć w medalionie i podarować Marieli, a resztę…
– Cóż za romantyczny pomysł. Może kolczyki z gałkami ocznymi jeszcze dorzucić?
– Cicho, nie psuj mi testamentu takimi banałami! Co ty taki makabryczny dzisiaj jesteś, braciszku?
– Nie jestem makabryczny, tylko niewyspany. Poza tym usiłuję ci tylko uświadomić, że bredzisz.
– Nie bredzę! Zresztą nawet jeśli, to w obliczu śmierci mam chyba do tego prawo. Mogę kontynuować czy zamierzasz mi dalej wchodzić w słowo?
– Mów. Im szybciej ten absurd się skończy, tym lepiej.
– Dziękuję. Na czym to ja skończyłem? A tak. Przyjaciele moi niech się zbiorą przy tym stole. Lecz niech nie leją darmo łez…
– Chyba, że ktoś będzie rozsmarowywał ich krew po bruku…
– Cisza, powiadam! Lecz niech nie leją darmo łez, a raczej wzniosą kielich ku mojej pamięci i na moją cześć.
– Mogłem się domyślić, że do tego właśnie zmierzasz… Mam więc rozumieć, że zamierzasz im towarzyszyć w postaci pozagrobowej?
– Mogłem sobie wybrać mniej cynicznego świadka testamentu, doprawdy… Niech więc wzniosą kielich ku mojej pamięci, jako że nic prócz niej po mnie nie zostanie. W nicość słowa me odejdą i czyny…
– Zaczynam dostrzegać w twoim zachowaniu niezwykle niepokojącą tendencję, która każe mi się zastanowić, czy jednak nie ma ziarna prawdy w tej bajce o truciźnie.
– Hmm?
– Używasz inwersji.
– Czego?
– Inwersji. Szyku przestawnego.
– Szyku?
– Nie robisz tego celowo?
– Ale czego?
– Nie ważne, zapomnij. I mówże szybciej, bo jak tak dalej pójdzie, to przesiedzimy nad tym testamentem do świtu.
– O świcie, to już będziesz siedział w jednej komnacie z trupem, braciszku. Ale masz rację, tym bardziej należy wrócić do sedna sprawy. Maladornowi więc przekaż, że wielkodusznie mu wybaczam. A gdyby go po nocach nawiedzała jakaś siła fatalna, zasugeruj mu odkupienie win poprzez rozsmarowanie własnej krwi na bruku.
– Najlepiej sam mu to zaproponuj. Może przy okazji jemu uda się cię przekonać, że to ostrze nie było zatrute.
– Nie uda się. Bo było.
– A co ci szkodzi zapytać?
***

– Zadowolony z siebie jesteś?
– Owszem. Należało mu się.
– Bo powiedział, że nie umierasz? Rzeczywiście, to zbrodnia jakich mało.
– Bo skłamał! I zrobił ze mnie kompletnego kretyna!
– Sam z siebie zrobiłeś. Żeby nie widzieć różnicy między groźbą, że pchnie cię zatrutym sztyletem, jeśli jeszcze raz go tak znienacka zaatakujesz, a stwierdzeniem, że już to zrobił…
– Jestem przekonany, że wcześniej mówił coś innego. Kłamca podły.
– A ja jestem przekonany, że to już alkoholizm. Cieszy mnie natomiast fakt, że wraz ze stanem agonalnym ustąpiły także wszystkie dziwaczne maniery językowe, którymi zasypywałeś mnie przez całą noc. Były nieco dekoncentrujące.
– Nie wiem, co masz…
– A ja nie wiem, czy powinienem pytać, dlaczego urwałeś…
– A co jeśli on mnie oszukał w drugą stronę?
– W drugą stronę?
– Jeśli to wtedy mówił prawdę? Jeśli to ostrze naprawdę było zatrute, a ja położę się spać nieświadomy niebezpieczeństwa i więcej się już nie obudzę?
– Jeżeli twoja nowa teoria sprowadza się do tego, że zamierzasz, by uniknąć niespodziewanej śmierci we śnie, przesiedzieć resztę nocy w kuchni nad winem, to ostrzegam – beze mnie.
– I tym oto sposobem, w obliczu spraw ostatecznych, dowiaduję się, że na brata własnego nie mam co liczyć…
– Pozwól, że zignoruję tę zaczepkę. Idę, bo to ja zaraz tu padnę trupem. Z niewyspania.
– A idźże. Tylko posłuchaj najpierw, co ma ci do powiedzenia chylący się nad grobem starszy brat. Słuchasz? Dobrze jest od czasu do czasu umierać na niby. Bo trzeba być przygotowanym, żeby potem nie okazało się, że nie zdążyło się nawet spisać elegancko ostatniej woli i trzeba klecić coś na poczekaniu, jak ja dzisiaj. A poza tym to właściwie niezła zabawa.
– Gratuluję poczucia humoru w takim razie. Skończyłeś czy masz jeszcze jakieś równie błyskotliwe refleksje do przekazania?
– Skończyłem, nie denerwuj się. Dobranoc, braciszku. I niech ci się testament przyśni. Taki szykowny, z mnóstwem inwersji.

T.L. dnia Śro 15:34, 15 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz



– Widzę, że nadzieja na znalezienie u ciebie zrozumienia i wsparcia w tych ostatnich chwilach była złudna, bo i ty wbijasz mi nóż w plecy, tyle że metaforyczny.
– A ja widzę, że stan agonalny służy zasobowi twojego słownictwa.

– Skoro tak stawiasz sprawę, pozwól, że udam się z powrotem na spoczynek, tobie zostawiając czas na godne przygotowanie się do spoczynku wiecznego. I znalezienie wystarczająco wysokiego katafalku, by nie dosięgła cię na nim Inela. Bo kiedy zorientuje się, że znów wypiłeś całe wino z kuchni, trumna może okazać ci się rzeczywiście przydatna.

– …zaś mój miecz chcę mieć przy sobie. Nie oddam. Ręce precz! I dotyczy to również ojca.
Najlepiej by było po prostu wyciąć serce, spopielić, zamknąć w medalionie i podarować Marieli, a resztę…
– Cóż za romantyczny pomysł. Może kolczyki z gałkami ocznymi jeszcze dorzucić?


W ogóle cała ta część pisania testamentu to istna perełka. I jeszcze ten fragment z inwersją - kwiiik!

Po trzecie:
Uwielbiam to, jak u Ciebie Faramir jest zawsze tym dorosłym, a Boromir zachowuje się jak małe dziecko (znowu). To jest takie urocze! I mimo świadomości ich prawdziwego wieku można w to uwierzyć. Bo kto z nas nie wyobrażał sobie lub/i nie odgrywał swojej dramatycznej bohaterskiej śmierci? A przecież faceci wiecznie pozostają dziećmi, nieprawdaż? XD

Choć uważam ten tekst za odrobinkę słabszy od poprzednich. I ta stylizacja języka czasami wydawała się trochę na siłę. Ale ogólnie i tak kocham i Ciebie, i Twoich Boromira i Faramira, i jak zawsze pożądam więcej! XD dnia Czw 17:26, 16 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz
Rano napisałam konstruktywny komentarz. Było w nim tylko jedno kwik i jedno aww, i nie, nie zajmowały one po 5 linijek, najwyżej po 5-6 znaków, więc jak na mnie to naprawdę bardzo konstruktywnie! A potem padła mi bateria i kiedy wstała, komentarza już nie było. Więc teraz tu na pewno nic sensownego nie napiszę i to będzie po prostu kolejny komentarz z serii 'Eru, Tina, nienawidzę Cię, czemu tak dobrze piszesz'
Bo to jest awwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwww <333333333333333333 Jeju nie wiem ile razy radośnie sobie kwiknęłam, czytając te histerie Boromira, stoicki spokój Faramira i groźbę gniewu Ineli. Co prawda na początku przeraziła mnie wizja Słowackiego, a ja Słowackiego z wzajemnością nie znoszę, ale nie miałam powodu do strachu, bo Ty zawsze tak wspaniale te nawiązania upychasz w każdej linijce i jejusiuuu xD To jest świetne i tylko.
I CZEMU NAPISAŁAŚ TO TAK DAWNO I WRZUCIŁAŚ DOPIERO TERAZ :CCCCCCCCCCCCCCC Jestem pewna, że masz na dysku całą masę takich rozmów i ich nie publikujesz :cccccc