, [M] Czy jesteś gotowy? ďťż

[M] Czy jesteś gotowy?

Kto tam jest w środku?
<zawstydzona wychyla się zza Ottiś> Właśnie popełniam dolinusowo perversionisowe seppuku. Przed wami moja pierwsza publikowana gdziekolwiek miniaturka. I dedykuję ją Ottiś, z myślą o której to maleństwo powstało w bibliotece szkoły muzycznej. I która zmusiła mnie do dokończenia. Mam nadzieję, że mnie zbytnio nie zjecie

Czy jesteś gotowy?

Krew spływała z czubka ostrza, które ze świstem przecinało kolejnych wrogów. Bał się. Nigdy by się do tego nie przyznał, ale rozwydrzony, bezlitosny smok strachu kąsał go nieprzerwanie od środka. Instynktownie uchylił się przed zbliżającym się mieczem i z okrzykiem zawirował w piruecie. Za jego plecami dwie małe, przerażone istoty starały się przeważyć szalę zwycięstwa na ich stronę bombardując wrogów znalezionymi pod stopami kamieniami. A słońce zachodziło. Tak niewinnie i zwyczajnie, że starał się o tym nie myśleć, nie zauważać, próbując utrzymać lęk w ryzach. Świst, głuchy łoskot, gdy bezgłowe ciało uderzyło o ziemię. Nie wiedział gdzie jest Frodo. Nie wiedział i boleśnie odczuwał przytłaczający ciężar poczucia winy i tej niewiedzy. Przeklęty pierścień! Teraz nawet nie wiedział, dlaczego aż tak go pragnął… Zamachnął się i kolejny korpus, tym razem bez ręki, runął bezwładnie pod jego nogi. I wtedy to usłyszał. Jękliwe brzęknięcie zwolnionej nagle cięciwy. Upiorną melodię lotek strzały. I obrzydliwie mlaszczący odgłos, gdy zagłębiła się w miękkie ciało… To było nawet śmieszne. Nie poczuł jej, chociaż prawie przeszyła go na wskroś. Wiedział, że tam jest tylko dlatego, że spuściwszy na chwilę wzrok ujrzał drżące pióra parę centymetrów od swojej piersi. Śmieszne… Potrząsnął głową, odrzucając w tył opadające na twarz włosy i uniósł miecz do kolejnego ciosu.
- Boromir! Boromir!
Lubił tych małych obżartuchów. Wnosili tyle pogody ducha do ich poważnej misji, a bez tego już dawno straciliby wszelką nadzieję. Byli niezbędni, nierozerwalnie złączeni z Drużyną. I choć na początku był tak przeciwny ich obecności, teraz nie wyobrażał sobie całej wyprawy bez tego małego, hobbickiego wkładu... Dlatego po raz kolejny uniósł miecz. Po raz kolejny ściął głowę kolejnemu Uruk-hai. Po raz kolejny usłyszał świst strzały. Prawda była taka, że dla każdego z nich zrobiłby to samo i właśnie dlatego tak bardzo go to śmieszyło. Bo jedyne co w tej chwili czuł, to strach. I to, że tak naprawdę wcale nie jest jeszcze gotowy, żeby umrzeć.

PS: Nie sugerujcie się tytułem. Jak zwykle nie mogłam nic wymyślić, więc wpisałam cokolwiek, żeby nie było znowu 3 gwiazdek dnia Wto 1:59, 06 Mar 2012, w całości zmieniany 1 raz


Awww, Sol, dzięki za dedykację! I wogóle to ja Cię muszę cześciej namawiać, do wrzucania Twoich tekstów. Bardzo mi się podobało. Tak zadziałałaś na moją sferę emocjonalną (tak, posiadam takową), że nawet nie wiem, co napisać. Bo ja Twoją miniaturkę bardziej przeżyłam niż przeczytałam. Zarówno opis walki jak i emocji targających Boromirem na chwilę przed śmiercią wyszedł Ci tak plastycznie i realistycznie! A to ostatnie zdanie, niby takie proste i oczywiste, a wzrusza jak nie wiem!

Jednym słowem powtórze po raz kolejny: Sol, kocham Cię! (to już się robi patologiczne )
Nie zjemy, nie zjemy. Bo nie ma powodu. Jest naprawdę nieźle! Ładny styl, plastyczne opisy, dobrze wyrażone emocje. Temat niełatwy, a jednak wybrnęłaś z niego ciekawie. Ale niestety muszę też trochę pomarudzić. Podstawowy zarzut - zdecydowanie zbyt krótka ta miniaturka. Ledwo zdążyłam zacząć czytać, a tu już koniec. I pozostał mi niedosyt. Wydaje mi się, że twój tekst świetnie sprawdziłyby się jako część większego opowiadania. Bo sam w sobie, choć dobrze napisany, nie przekonuje mnie do końca.
Podsumowując - bardzo dobra miniaturka, tylko zdecydowanie zbyt krótka, żeby naprawdę zachwycić. Czekam z zainteresowaniem na twoje następne teksty, Sol. Tylko niech będą dłuższe.

T.L.
<machnęła recenzję 'jak się patrzy' i obawia się, że trochę zbyt 'poważnie' wyszło...> Proszę, nie patrzcie na mnie jak na dziwoląga po tym, jak to przeczytacie ^^''

Od czego by tu zacząć...? 'Może od początku', szepcze cichy głosik gdzieś przy moim uchu. Ale tutaj nie ma mowy o początku, bo opisany jest koniec. I to nie pierwszego lepszego człowieka, orka czy innego mieszkańca Śródziemia. Nie będę się rozwodzić nad postacią Boromira, każdy fan trylogii Tolkiena go zna, wie, jaką rolę tenże człowiek odegrał, jak się zachowywał, zarówno w stosunku do hobbitów jak i pozostałych członków Drużyny. Ty pokazujesz go z innej perspektywy, dzięki temu tekstowi udaje nam się dojrzeć w nim cień człowieczeństwa bliższego temu, które znamy: jest tu i czułość, i miłość, i słodko-gorzkie wspominanie tego, co należy już do przeszłości. Nawet, jeśli bezpośrednio nikt nic takiego nie powiedział...

Osobiście Boromir jest dla mnie postacią neutralną, jeśli nie czymś mniej nawet, ale tutaj naprawdę poczułam do niego swego rodzaju słabość, zlałam się z nim w jedno - nie tylko dzięki uczuciom odzwierciedlonym w słowach, ale także dzięki doborze tych słów. Słabego stylu zarzucić Ci nie można, moja droga, co to to nie. Tak plastyczne opisy to coś, co Tygryski lubią najbardziej. Przy lekturze dwa razy odnotowałam dreszcze przebiegające mi po karku, wyraźnie oznajmiające, że coś jest na rzeczy. Gdy dostrzegłam, jak krótkie jest to Twoje dzieło, zasmuciłam się, bo wspaniale wręcz mi się je czytało. Ale po chwili naszła mnie pewna myśl: czy gdyby tekst był dłuższy nie straciłby swego unikatowego uroku, niepowtarzalnego wpływu, jaki wywiera na czytelniku? Czy odebrałabym go wtedy tak samo? Czy nie stałby się czymś zupełnie innym? Uważam te pytania za niewarte odpowiedzi, gdyż utwór dobry jest taki, jakim jest, nie powinno się go zmieniać. Ot, świetlista perełka. Pomimo smutnego końca, który opisuje, rozświetliła mi oblicze. Czekam na więcej.

A.

PS: Właśnie przeczytałam to, co napisały Ottiś i Tina i zauważyłam, że dziewczyny dostrzegły tu podobne rzeczy co ja. To chyba dobrze, tak sądzę... Bo to pozytywy głównie :3

Błagam, nie bijcie za to, że mnie na taki styl naszło! To wszystko przez Sol... <kryje się w swej trumience>