, [M] Cztery ďťż

[M] Cztery

Kto tam jest w środku?
Miniaturka. Naprawdę miniaturowa. Mam nadzieję, że zrozumiała dla czytelnika. Błędów ortograficznych czy interpunkcyjnych sądzę że nie ma, chyba, że czegoś nie zauważyłam. Dodam jeszcze, że czwórka w Japonii działa tak samo jak u nas trzynastka. Tak więc... Bon Appétit!

Cztery

Czuła się wyzuta ze wszystkiego. Ze swej miłości, z nadziei. Przepełniona złymi, rosnącymi w niej od dawna uczuciami chciała niszczyć. Unicestwiać. A stała spokojnie z lewą ręką w kieszeni i kubkiem zimnej herbaty w drugiej, oparta o framugę drzwi prowadzących do jej pokoju. Z nienawiścią spoglądała na miasto, które tak kochała. Tokio. Tu było jej serce i dusza, choć pragnęła stąd uciec. Nie cierpiała ulicznych świateł, nigdy nie gasnących wielkich billboardów, odgłosu przejeżdżających samochodów. W głębi serca jednak nie potrafiła się z tym rozstać. Zawsze, gdy wyjeżdżała, po dłuższym lub krótszym czasie musiała tu wrócić. Czuła się więźniem samej siebie.
Przeszła przez pokój i oparła się czołem o okno zajmujące całą ścianę. Głośno westchnęła i zmarszczyła brwi. Nie mogła tak żyć dłużej. Wiedziała jednak, że nic nie zrobi, była za słaba. W bezsilnej złości zaczęła uderzać głową o szybę, potęgując ból w skroniach.

Stolica Kraju Kwitnącej Wiśni. Przez pierwszy rok wydawała jej się ósmym cudem świata. Ta wysoko rozwinięta technika, te świątynie, parki, miejsca kontemplacji, domowe zacisze, głośne kluby. Potem było już tylko gorzej. Zanikała granica między jawą a snem, tym, co właściwe, a co złe. Umysł powoli się wyłączał, uczucia schowały się nie wiadomo gdzie, stała się zimnym robotem, który potrafił tylko wykonywać zaprogramowane czynności. Przestała spotykać się ze znajomymi, myślała tylko o tym, co musi jeszcze zrobić, by awansować. Teraz była główną kierowniczką wydawnictwa. Starała się zapomnieć, jak do tego doszło. Do góry pięła się po trupach, nie zważając na złe spojrzenia współpracowników. Nie zawahała się nawet przed pójściem do łóżka z szefem, byle osiągnąć wyznaczony cel. Wtedy, to był jej pierwszy raz. Straciła dziewictwo w najbardziej hańbiący z możliwych sposobów i wiedziała, że nic jej go nie zwróci.

Po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Wypuściła z ręki pusty już kubek, który z hukiem roztrzaskał się o podłogę. Osunęła się na kolana i chwyciła za głowę, głośno łkając.

Dostała to, czego chciała. Nagle straciła coś, do czego dążyła. Osiągnęła swój cel, spełniła marzenie, jednocześnie odbierając sobie powód, dla którego żyła. To był koniec drugiego roku pobytu w Japonii. Nagle zdała sobie sprawę, że jest zupełnie sama. Odezwały się w niej głęboko ukryte uczucia, wróciła dziewczyna, którą kiedyś była. Wiśnie zaczynały rozkwitać, robiło się coraz cieplej, także w jej sercu. Zapałała gorącą miłością do swego dawnego kolegi, Misakiego. Chciała się z nim spotkać, porozmawiać, może umówić na kolację. Poszła do jego domu. Kiedy zobaczyła Misakiego stojącego na progu, ściskającego i całującego Aito, znajomą z wydawnictwa, pękło jej serce. Miała nadzieję, że to tylko przelotne zadurzenie, że mężczyzna wkrótce będzie wolny. Kilka dni po tym, jak zobaczyła go z Aito, zagadnęła go w pracy. Niby bez powodu spytała się, czy ma może dziewczynę.
- To ty nie wiesz? - zaskoczony wytrzeszczył na nią oczy. - Jestem zaręczony z Inoue, w tym roku mamy zamiar wziąć ślub. Mówiłem ci...
- Ah... Ah, tak, jasne... Oczywiście... - zająknęła się, zawstydzona odwróciła wzrok. - Kiedy były zaręczyny?
- Dwudziestego dziewiątego marca - powiedział smutno Misaki. - Miałem nadzieję, że się pojawisz. W końcu byliśmy kiedyś sobie bliscy... Podobno robiłaś wtedy coś ważnego dla wydawnictwa, tak powiedział mi szef.
- Dwudziestego dziewiątego marca?
Kobieta zbladła. "Coś ważnego dla wydawnictwa"... To wtedy spała ze swym przełożonym. Poczuła, jak łzy gromadzą się w jej oczach. Odepchnęła od siebie mężczyznę i wybiegła z budynku prosto na wiosenny deszcz.

Uderzenie o szybę. I jeszcze jedno. Już nawet nie czuła bólu. Położyła rękę na ziemi, rozcinając sobie przy tym palec kawałkiem strzaskanego kubka. Nie przejęła się.
- Jesteś głupia, Jane! - krzyknęła. - Głupia, słyszysz?! Głupia!

Dobiegła do klubu, w którym niegdyś spotykała się z przyjaciółmi. Wyjętymi z torby nożyczkami skróciła spódnicę tak, że ledwo zakrywała bieliznę, odcięła rękawy koszuli, a żakiet wepchnęła do najbliższego śmietnika. Nie brakowało jej pieniędzy, w domu miała jeszcze dwa identyczne i wiele innych. Pewnym krokiem weszła do klubu. Siadła przy barze i zamówiła sobie drinka, wypatrując potencjalnej ofiary. Chciała się odstresować, zapomnieć o wszystkim choćby na chwilę. Nie musiała długo czekać, "ofiara" sama do niej przyszła. Nic dziwnego, dobrze zbudowana, wysoka brunetka w skąpym stroju przyciąga uwagę mężczyzn. Facet postawił jej drinka, po którym urwał jej się film. O to chodziło.

- Głupia! - powtarzała to słowo jak mantrę, próbując zagłuszyć nim wszystkie inne, ale nie mogła. Przed jej oczami dalej przepływały obrazy.

Czerwiec miał się ku końcowi, na dworze robiło się coraz goręcej, była pełnia lata. Wracała ze szpitala, gdzie odebrała test na HIV. Była zdrowa, tamten raz okazał się być niegroźnym epizodem. I bardzo dobrze. Okazało się, że Aito nie może mieć dzieci, a ona mogła zostać zastępczą matką; jej brzuch był do wynajęcia. Miała za sobą wstępne badania, teraz wystarczyło tylko zapłodnić jedną z jej komórek jajowych nasieniem Misakiego. Chociaż tyle mogła dla niego zrobić...
Dziewięć miesięcy później urodziła córeczkę. Misaki i Aito nazwali ją jej imieniem. Była taka śliczna, taka cudowna... Musiała ją zostawić. Dla dobra ich obydwu. Czuła się z tym okropnie, ale klamka zapadła. Zerwała kontakt z rodziną Misakiego, pragnąc choć trochę zmniejszyć swe cierpienie. Znów była sama.

- Głupia! - krzyknęła i ostatni raz uderzyła głową w okno, po czym straciła przytomność.

***

Dwudziesty dziewiąty marca. Dokładnie cztery lata temu przyjechała do Japonii. Dokładnie trzy lata temu zaczęła popadać w apatię. Dokładnie dwa lata temu straciła dziewictwo. Dokładnie rok temu urodziła córkę. A dzisiaj wyjeżdżała. Zostawiała wszystko za sobą, wsiadła do samolotu nawet nie oglądając się za siebie. Wiedziała, że i tak wróci. Ale nie w najbliższym czasie. Musiała poradzić sobie z tym, co się stało. Dlatego leciała do Stanów. Samolot wystartował.
- Żegnaj, będę za tobą tęskniła. - szepnęła, spoglądając przez okno na znikające w dole miasto. - Żegnaj. dnia Sob 13:26, 19 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz



To był koniec drugiego roku pobytu w Japonii. Nagle zdała sobie sprawę, że jest zupełnie sama. Odezwały się w niej głęboko ukryte uczucia, wróciła dziewczyna, którą kiedyś była.
Widać, że starałaś się, klimat wyszedł bardzo dobrze, na styl nie narzekam, tylko tym razem, według mnie, kuleje kreacja bohaterów, którzy odgrywają tu rolę pierwszoplanową, bo nawet te nieszczęsne opisy krajobrazu schodzą na dalszy plan. Ale nie mam pojęcia, jakim cudem znalazła się w Japonii, co ją do tego skłoniło, jak układało się jej życie przed wyjazdem...to są ogniwa, których tu zabrakło, żeby zrozumieć twoją postać. Ogółem tekst jest dobry, ale uważam, że można go jeszcze bardziej rozbudować, a wyjdzie mu to na dobre. I może jeszcze znaleźć betę, też nie zawadzi.
Pozdrawiam,
Kiran

EDIT: Daty zapisz słownie, nie cyframi (dwudziesty dziewiąty marca). dnia Śro 20:44, 16 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz

-[spacja]Ah... Ah, tak, jasne... Oczywiście...[spacja]- zająknęła się, zawstydzona odwróciła wzrok. -[spacja]Kiedy były zaręczyny?
Rozumiesz, o co mi chodzi?
Podsumowując - źle nie jest, ale mogłoby być lepiej. Radziłabym jeszcze ten tekst dopracować. I nie bredzić, że jesteś niepiśmienna, bo to nie prawda.

T.L.