,
Legenda o NimraelKto tam jest w Ĺrodku?
Laiuniu, słonko. To dla Ciebie, zaległy prezent urodzinowy zamiast również zaległego Gimlasa - który na pewno kiedyś w końcu powstanie wiersz powstał juz jakiś czas temu i tak sobie leżekował, więc tak sobie pomyślałam, że może Ci się spodoba? w każdym razie, najlepszego! I tego, no, miłego czytania życzę wszystkim
POETA Prędko się toczą ciche wody Sidriny Przez mroki wieków, przez zielone gęstwiny, Gdzie dzikie, wolne serce wilka bije Tam, kędy chybka struga się wije. O! Sidrinel, srebrnolica pani! Patrzysz wkoło błękitnymi oczami Na bieg wydarzeń, zakręty historii. Jam Twój sługa! Twoim serce moje Oddane, wierne, me poema – Twoje. Spocznij na chwilę, niech usta Twe blade Przepowiedzą mi legendę, wspomnienie stare, Co oczy Twe widziały – niech dziś uszy me usłyszą. SIDRINEL SREBRNOLICA Synu mej duszy, dziecko karmione mą myślą, Pragniesz opowieści? Usłyszą Twe uszy, A twe oczy zapłaczą, gdy w tej głuszy Poznasz co Ci powiem prawdziwego. Słuchasz, synu? POETA Słowa każdego. SIDRINEL SREBRNOLICA Dobrze. Pod koronami drzew rozłożystych, Wśród szeptu konarów złotolistnych, Gdzie jasnoocy i szybkostopi oddychają tchnieniem Wieków, które odeszły w zapomnienie, Gdzie ja – Sidrinel stara – wody swe toczę I strzegę, gdy tylko złe blisko zoczę, Pod sklepieniem konstelacyj i marzeń, Otuleni gęstym listowiem zdarzeń, Otoczeni ciszą jakoby miękkim całunem - Jednako obcy i jednako sobie znani. Od dziejów zarania po ostatnie tchnienie słońca, Przeznaczeni u gwiazd, przeznaczeni u miesiąca, Związani duchami jak jedno istnienie Z jednym spojrzeniem, jednym westchnieniem - Spotkali się. POETA Któż, Srebrnolica Pani? SIDRINEL SREBRNOLICA Złota Panna i Pan Leśnej Otchłani. Długo stali w ciszy niezmąconej zielonej polany Na mym prawym brzegu, myślami splątani, Myślami złączeni, zanurzeni w spojrzeniu Niczym w najskrytszym serca, duszy marzeniu. Cóż to był za widok, który jeszcze dziś me oczy cieszy! Panna niczym zaranna gwiazda, co do świtu spieszy By zasnąć i w ciszy słodkiego odrętwienia Czekać na Pana swego istnienia, Który zorzy wieczornej podobny i leśnej, Mrocznej, nieokiełznanej dziczy tajemnej. POETA Czy bardzo piękna była? SIDRINEL Niczym anioł, Co opuściwszy niebieskie pałace na ziemi stanął. Niczym elf, leśny duszek, driada, Której szaro-złota włosów kaskada Spływała na ramiona jakoby słońca lśnienie, Tak delikatna, że jedno wiatru tchnienie silniejsze mogłoby porwać ją i unieść w szerokiego nieba nieznane czeluście. Spójrz, synu mój, to ta polana, Dziś blaskiem miesiąca zalana, A na tamtym drzewie – ich królestwo. Wiele godzin tam przepędzili, Czasem rozmawiali, w oczy patrzyli, A ja czuwałam... POETA Czemu zamilkłaś, Pani? Jaki koniec tej historii? Mów proszę, opowiadaj, Sidrino Srebrnolica, Bo prawdziwie pięknymi słowy prawisz dzisiaj. SIDRINEL Wzdragam się przed tej historii zakończeniem, Przed jego jasnym, wyraźnym wygłoszeniem. Bo cóż to za smutek – gdy w szczęścia godzinie Zadra śmiertelna tkwiła w Panny rodzinie. Królów córą była Nimrael śliczna, Jej przypadała korona dziedziczna, Co ojca starego siwe skronie znaczyła I dumnie na pochylonej głowie świeciła. Bezduszny to władca, co zamknął dziewczę młode W wysokiej wieży, pod strażą, o chlebie i wodzie, Aby jako królowa przyszła ludu swego Porzuciła przez gwiazdy przeznaczonego Ukochanego Pana Lasu, co niegodny był Ręki królewny – następczyni. Ach, cóż to była za rozpacz! Jam wszystko to widziała, każdy samotny dzień, Na twarzy każdy okrutnego bólu cień, Każdy krzyk pierwotny, każdą łzę błyszczącą, Cicho po bladym licu spływającą. Dwadzieścia wiosen trwała ta udręka, Dwadzieścia wiosen – gdy On ciągle czekał Wśród leśnych, dzikich ostępów mieszkając, Z nikim dwadzieścia lat nie rozmawiając. Jedynie co noc, przy miesiąca blasku Srebrzystym, aż po pierwsze lśnienie brzasku, Pod czarnego, groźnego wilka postacią niepoznaną Warował na skraju lasu, czuwając nad ukochaną, Przez krzewy chroniony od oczu niechcianych, W gąszczu listowia, w mrokach nieprzejrzanych, Dręczony tęsknicą i żałością serca, Co noc w wysokiej wieży okno zerkał. Lecz dwadzieścia wiosen minęło bezpowrotnie, Po dwudziestu zimach król odszedł samotnie I pierwszego dnia miesiąca ósmego W objęcia zaświatów oddał ducha swego. Ach, cóż to za wieść cudowna, wspaniała, Na którą Nimrael Złota tak długo czekała! Z dniem bowiem zgonu jego rozkazy wygasły, I królewna znów mogła żyć w słońcu jasnym. Jednak wieża daleko od pałacu stała, Dzień z okładem nowina tam jechała, Którą Pan Lasu usłyszał ukradkiem wcześniej I z sercem radosnym wyszedł ze swej leśnej Ciemnicy na jasne dnia słońce, Zapominając o ukryciu za skrytym miesiącem, Pod wilka postacią pobieżył, jako stał Do miejsca uwięzienia na boru skraj. Jakież było strażników przerażenie, gdy tuż na ręki wyciągnienie Stanął w pełnej krasie zwierz ten srogi, Duma lasu i lasu Pan, opiekun drogi. I nim Leśny Władca swe prawdziwe oblicze objawił, Jeden z nich kuszę napiął, wymierzył – i zabił! POETA Smutne to słowa w tej smutku godzinie, Tym straszniejsze, że prawią o czynie Prawdziwym, wspomnieniu, z przeszłych Wieków historii o losach bolesnych Dusz prawych, młodych, kochających i pięknych. Prawdę Twe usta rzekły, iż me oczy zapłaczą, Gdy duszy wzrokiem wszystko zobaczą Tak dokładnie jak powiedziałaś, niczego Nie pomijając, nie opuszczając złego. Zdradź jednak, o Sidrino srebrnowłosa, Jak pięknej Nimrael potoczyły się losa Dalsze po zgonie przeznaczonego Pana Lasu, kochanka wiernego? SIDRINEL Odeszła. Po ukochanego śmierci niesprawiedliwej, Gdy wyszła z więzienia – wieży zimnej, Przypadła do boku jego wciąż ciepłego, Do futra powoli zanikającego, Co tyle lat przy życiu utrzymywało, A teraz zdradziło – i spływało Szarą rzeką ukazując prawdziwe oblicze, Tak piękne jak wcześniej zabójcze. Nie przywiodły go do światła łkania, Ni zaklęcia szeptane, ni błagania, Legł nieruchomy niczym jeden z kamieni Wieży co w słońcu blaskiem się mieni, Tak niepozornej jako małe dziecię, Co symbolem dobra na świecie. Bo i winna przed Bogami nie była- Wola króla zmarłego to sprawiła, Że oszalała Nimrael ostatni pocałunek krwawy Na ustach zimnych złożywszy, gubiąc skrawy Odzienia, nie patrząc kierunku ni drogi Uciekła w lasu głębinę, mrok srogi, Przejmując pieczę nad nim i staranie, W wilczej postaci znajdując upodobanie. Po dziś dzień ją widuję u mych brzegów. Wciąż przychodzi, mimo tylu wieków, Każdego roku jednako na polanę bieży, Gdzie los ich połączył po raz pierwszy I w ciszy słodkiego zapomnienia, Wśród wieków minionych i przeznaczenia Dawnego śmiertelnej woni Rzewnie wilcze łzy roni... JEJUUUU SOL KOCHAM CIÈ JESTEŚ WSPANIAŁA I IDĘ CZYTAĆ *-* edit: A teraz brakuje mi słów po prostu. Ja wiem, że każda z nas tutaj ma talent, ale Ty jesteś po prostu... To wspaniałe i piękne, i pewnie gdybyśmy żyli w romantyzmie, zostałabyś Wieszczką narodową której Mickiewicz mógłby buty czyścić. Jesteś niebywała, Soluś, a ja czuję się zaszczycona. I ślicznie dziękuję :* dnia Sob 23:36, 05 Sty 2013, w całości zmieniany 1 raz |
Podobne
|