,
Karczma "Niebo"Kto tam jest w Ĺrodku?
„Niebo”. Niewiele to miało wspólnego z prawdziwym niebem. Jeśli spojrzeć tylko na estetykę zewnętrzną to było to prawdziwe piekło. Szyld karczmy ledwo się trzymał na dwóch zardzewiałych łańcuszkach, które przy każdym ruchu wykonywały dźwięk tak mile rażący uszy. Zgniła strzecha nadawała wspaniałą woń specyficznie łaskoczącą nozdrza. Opuszczając dalej swój bystry wzrok widziało się osiem otworów. Po głębszym przeanalizowaniu otworów można było dojść do wniosku, że są to dwa okna z ramkami dzielącymi je na cztery. Niesamowita czerń prosto z czeluści Lucyfera dosyć skutecznie utrudniała ich zidentyfikowanie. Potem były „wrota” karczmy. Ah… Niczym wisienka na torcie wspaniale podkreślała cały charakter. Drewniane, dziurawe w dwóch miejscach, prawdopodobnie stworzone amatorskimi dłońmi ze sztachet od płotu (nie)zapraszało nas do środka. W środku było… Nie-e. Nie było lepiej. Dwa stoły. Pod sianem, na sianie, z siana, w sianie i ogólnie siano. Było wszędzie. Kufle podobno też się wycierało sianem. Za ladą oczywiście… Hit sezonu, klasyk wśród klasyków, stereotyp nie do zastąpienia. Karczmarz z gigantycznym brzuchem, jeszcze większą łapą, jeszcze większym kuflem i jeszcze większym fartuchem na sobie. Wystarczyło wejść do Sali i już się go czuło, a potem wychylał się zza lady. Jednakże piekło było tylko efektem wzrokowym. Nazwa podana była nie bez przyczyny. W środku tej puszczy, w północnej części królestwa odnalezienie miejsca wypoczynku równało się z cudem. Takim cudem było właśnie „Niebo”, które dla niejednego wędrowca ratowało życie swoim odorem, bowiem budynek miał bliską więź z właścicielem. Najpierw czuć, potem widać.
Faxminity wszedł do karczmy delikatnie popychając sztachety. W środku nie było nikogo. Tylko zza lady spojrzał na niego ów karczmarz. -Czego?- te miłe przywitanie dotarło do uszu druida niczym nożem ciął. -Dzień dobry. Poproszę o jakiś krwisty kawał mięsa.- warczę i zajmuję wolne miejsce z widokiem na "drzwi". -I jeszcze garść orzechów lub czegoś podobnego dla wiewiórki.- proszę wskazując na Berka i czekając na posiłek oglądam dokładnie wnętrze karczmy. Potem zjadam go i płacę karczmarzowi. Pytam jeszcze o jakąś pracę dla zarobku. Jestem zmęczony, więc pytam też o miejsce na nocleg i o drogę do Draknor lub najbliższej wioski. Potem rozglądam się jeszcze po okolicy i szukam znaków istnienia myśliwych w promieniu stu metrów od karczmy. Jeśli któryś by tu był to prawdopodobnie z Draknor, bo wątpię żeby ktoś inny zapuszczał się w te dzikie tereny. Karczmarz odwrócił się i ruszył w kierunku kuchni. Po chwili druid usłyszał charakterystyczne syczenie zwiastujące proces podsmażania mięsa. Dźwięk docierał do niego krótko. W końcu stek miał być krwisty. Po chwili zza ściany wyłonił się ten sam osobnik Tyle, że w ręku trzymał wspaniale przygotowany (chociaż może i w ogóle nieprzygotowany) kawałek mięsa. W drugiej ręce dzierżył miseczkę z orzechami, wedle zamówienia. Kiedy tylko postawił przed Faxminitym talerz od razu przybysz poczuł ten wspaniały zapach. Wiewiór myślał inaczej. Siedział właśnie i oskubywał orzeszki z… soli. Widać nie przypadła mu do gustu. Jednak bez soli były zjadliwe. Kiedy tylko nasycili się do końca karczmarz przyszedł i przyjął zapłatę w wysokości dwudziestu groszy. -Nocleg u nas w karczmie kosztuje 50 groszy. Ze śniadaniem 75 groszy. Jeśli cena się nie podoba może pan iść dalej. Następna karczma jest jakiś tydzień drogi w obie strony.- rzucił z parszywym uśmiechem.- Jednakże co do roboty…- na chwilę się odwrócił i ruszył w kierunku lady.- Proszę.- przed druidem znalazł się list gończy, a konkretnie tylko rysopis mężczyzny. Równa przycięty zarost wokół ust. Siwe włosy wspierane przez zmarszczki, mogłyby sugerować znaczny wiek, ale oczy pełne życia, a zarazem doświadczeń mówiły co innego.- Przywódca kłusowników. Krążą po tym terenie od dłuższego czasu. Jednakże głównym ich obozowiskiem jest wioska Taremir, dzień drogi stąd. Wyznaczono za nich nagrodę w wysokości 100 srebrników… Za członka tej bandy. Nie wiem ile dają za szefa. – wzruszył ramionami i wrócił za ladę. Po chwili zastanowienia zdecydowałem, że podejmę się złapania kłusowników lub chociaż jednego. Nie zaatakuję ich jednak w Taremirze tylko pójdę tam i zakradnę się za pojedynczymi członkami w lesie. Biorę więc trochę jedzenia, picia i wchodzę do ciemnego lasu. Faxsminity za dodatkowe wyżywienie zapłacił dodatkowe 10 groszy. Po chwili opuścił karczmę. Wychodząc zobaczył za sobą tylko drwiący uśmiech karczmarza czyszczącego kufel . Nie wiedział co mógł on oznaczać, wiadomo, że był on perfidny. Druid ruszył w kierunku Taremiru. Droga traktem mijała mu dosyć spokojnie. Krajobraz się nie zmieniał. Przez cały czas widział tylko te same drzewa, które tylko co pewien czas zmieniały układ… Gęściej, rzadziej, gęściej, rzadziej. Na niektórych dostrzegał ślady obecności dzikiej zwierzyny. Pogoda mu na szczęście dopisywała. Słońce było schowane za chmurami i wcale nie zapowiadało się na to, aby miało padać. Dzięki temu podczas drogi towarzyszył mu przyjemy chłód. Po paru godzinach drogi na swej trasie napotkał dwóch jeźdźców jadących z kierunku, w którym szedł. Z tego co się dowiedział od karczmarza musieli przejechać przez Taremir, gdyż po drodze nie było rozwidleń. Jeden był zbroi, które szczelnie kryła jego ciało. Drugi natomiast był najwidoczniej magiem, gdyż ubrany był w szaty, a na boku konia przypięty był kostur. Jechali milcząc. Kiedy tylko zauważyli Faxsminity delikatnie przyspieszyli i podjechali do druida. -Witaj wędrowcze. Dokąd się kierujesz?- podjął rozmowę rycerz. -Jadę rozprawić się z kłusownikami w Taremirze. A wy dokąd jedziecie? Decyduję się na powiedzenie prawdy, bo przecież nie mam wiele do stracenia, a rycerz mógłby mi pomóc. Czekając na odpowiedź przyglądam się uzbrojeniu i wyglądowi spotkanych ludzi. Oglądam też herb rycerza i wierzchowce wędrowców, których spotkałem na leśnej drodze. Mówię też cicho Berkowi, żeby się schował i nie pokazywał, bo nie wiadomo kiedy się przyda śmierdząca wiewiórka. Rycerz zeskoczył z konia i spojrzał z góry na druida. -Z kłusownikami?- był ewidentnie zaskoczony. Zerknął na czarodzieja i uśmiechnął się szeroko.- Od kiedy to w Taremirze są kłusownicy?- nie miał żadnego herbu. Przynajmniej nie zauważyłem tego Faxminity. Najwidoczniej rycerzem był tylko z zawodu, nie pochodzenia. Na plecach miał dwuręczny miecz. Czarodziej natomiast poza kosturem nie był uzbrojony.- W tych okolicach nie widziano kłusowników od conajmniej dekady, gdyż dawno ich stąd przepędzono. -Jak to? Karczmarz w "Niebie" mówił, że mają tam swoje obozowisko i pokazywał mi listy gończe. Czekając na odpowiedź staram się przypomnieć twarz herszta kłusowników i porównuję ją w myślach do twarzy karczmarza rycerza i maga. Robię tak, bo podejrzewam ich wszystkich o jakiś spisek, chociaż wtedy rycerz musiałby być dobrym aktorem. Oprócz porównywania twarzy szukam też oznak kłusownictwa u wędrowców, z którymi rozmawiam. -Karczmarz z tej chałupki niedaleko?- rycerz uśmiechnął się wrednie.- Powiedział Ci, że płacą za kłusowników z Taremiru pieniądze.- spojrzał na maga i skinął głową.- A to ciekawe... Nawet bardzo ciekawe.- spojrzał w kierunku, w którym powinna się znajdować karczma.- Czyżby nasz szanowny karczmarz miał problemy z "zaopatrzeniem"?- zaśmiał się, a mag wtórował. Faxminity poczuł się zdezorientowany. Wybacz, że króciutko. Dlaczego mi nie przypomniałeś o odpisie? Ja miałem troszeczkę robotoy pod koniec roku i zapomniałem po prostu. Wybacz. Ker -Z jakim zaopatrzeniem?- pytam rycerza.- Czy mógłbyś mi wytłumaczyć o co w tym wszystkim chodzi i dlaczego to takie zabawne? Trochę zdenerwowany staram się bardzo uważać na ruchy spotkanych ludzi. Jestem prawie pewien, że oni lub karczmarz coś ukrywają. W każdym momencie jestem gotowy do walki, ale staram się nie wyglądać nerwowo. Niczym się nie martw, bo mnie też już jakiś czas nie było. PS.Chyba chodziło o "robotę", a nie o "robotoę"? |